niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 2


                                                 Harry



       Wtorek. Drugi dzień tygodnia, którego z każdą chwilą mam coraz bardziej dosyć. Czy chociaż raz w życiu nastąpi taka chwila, że z radością pójdę do szkoły? Bez stresu, zmęczenia czy po prostu irytacji na myśl o nauczycielach? Nie mówię, że wszyscy są źli. Na przykład Pan Murphy, uczący mnie muzyki oraz zajęć artystycznych jest bardzo przyjacielską i miłą osobą w stosunku do wszystkich uczniów. Idealnie nas rozumie. Może to dlatego, że sam ma dopiero 27 lat, należy do zespołu rockowego? Jeździ w trasy koncertowe, a o ilości jego tatuaży na ciele, bądź kolczykach na twarzy wolę nie wspominać. Wiem, że to nie jest wyznacznik tego, jaki ktoś ma charakter, lecz kto by nie chciał mieć takiego nauczyciela? Jednak on jest naprawdę jedną z nielicznych osób, z którymi można normalnie porozmawiać. Wierzcie, czy nie ale Murphy'ego nie zastąpiłby nikt.
       Zszedłem na dół i skierowałem się do przedpokoju, lecz po drodze zatrzymał mnie mój ojciec.
-Ile można czekać? Zaraz się spóźnisz do szkoły. Wsiadaj do samochodu, dzisiaj cię podwiozę. Tylko się nie przyzwyczajaj.- Wysłuchałem to co miał do powiedzenia, w pośpiechu ubrałem buty, kurtkę i nałożyłem zimową czapkę na głowę. Zarzuciłem plecak na lewe ramię i dałem znak, że jestem gotowy do wyjścia. W tym samym czasie mój ojciec wyszedł z kuchni z kubkiem kawy, który po chwili znalazł się na komodzie przy drzwiach. W ciszy czekałem aż nałoży na siebie swój płaszcz i buty. Dlaczego zawsze muszę być taki posłuszny? Mógłbym teraz uciec, nie iść do tej szkoły i nie przejmować się niczym. Od zawsze byłem taki miły, bałem się powiedzieć komuś co tak naprawdę o nim myślę. Nie potrafię się zmienić od tak. Zapewne skończę jako samotny facet, który będzie bał się zapytać szefa o podwyżkę. Chciałbym się zmienić ale po prostu nie potrafię.
-Co tak stoisz? Zapieprzaj do samochodu. –Pchnął mnie mój ojciec. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na zimny korytarz. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na zewnątrz. Od razu chłodny wiatr uderzył w moją twarz. Naciągnąłem bardziej moją czapkę na głowę i ubrałem szalik. Niestety nie posiadam rękawiczek, więc w ręce nadal było mi zimno. Poczekałem aż mój ojciec otworzy samochód i wsiadłem do środka. Od razu zrobiło mi się cieplej. Zapiąłem pas i po chwili byliśmy w drodze do szkoły. Wyjąłem z plecaka moje słuchawki i telefon. Wsadziłem je do uszu i włączyłem mój ulubiony utwór  Red Hot Chili Peppers - Otherside. Oparłem głowę o szybę i napawałem się widokiem na zewnątrz. Po paru minutach poczułem jak ktoś mnie szturcha w ramię. Wyciągnąłem w pośpiechu słuchawki i spojrzałem na ojca.
-Harry! Wysiadaj! Ile razy mam powtarzać? – Wrzeszczał na mnie jak jakiś psychiczny. Założyłem czapkę na głowę, zapiąłem szybko plecak i wybiegłem z samochodu. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i skierowałem się prosto do szkoły. Zobaczyłem paru moich znajomych rozmawiających obok budynku. Podbiegłem do nich.
-O Harry, cześć!- Przywitała mnie Meg, wysoka blondynka z idealnie prostymi włosami. Miała na sobie granatowy płaszcz, spod którego wystawał kremowy kant sukienki. Megan zawsze je nosiła. Nigdy nie widziałem jej w spodniach. Pochodzi z bogatej rodziny, jej ojciec ma wysoką posadę. Nie może więc pozwolić córce przychodzić do szkoły w byle czym. Kiedy się ze mną witała uroczo się uśmiechnęła.
-Cześć Meg.- Odpowiedziałem jej po chwili. Chciałbym Mieć takie życie jak ona. Nie musi się niczym martwić, dobrze się uczyć i starać się w szkole bo i tak odziedziczy firmę po ojcu. Jest jedynaczką. Pomimo tego i tak jest jedną z lepszych uczennic. Nie wiem jak to jest, że niektórzy ludzie mają takie szczęście. Są ładni, mądrzy, mają powodzenie u chłopaków. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie facet Meg, David.
-Co jest Harry? Jakiś taki zamyślony jesteś.- Dokuczył mi uśmiechając się. Bardzo go lubiłem. Wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć. Jest moim dobrym kolegą. Poznałem go jak chodziliśmy razem na piłkę nożną. Był jednym z lepszych zawodników. Bardzo lubiłem chodzić na treningi, była to taka moja odskocznia od rzeczywistości. Niestety mój ojciec stracił pracę i nie było nas stać na dodatkowe zajęcia dla mnie. Ich jedynego syna. Pogodziłem się z tym, tak bywa. W moim życiu nawet zbyt często. Po paru minutach weszliśmy do szkoły i skierowaliśmy się do szatni. Zostawiłem tam moją kurtkę i ruszyłem na główny korytarz. Otworzyłem moją szafkę i wziąłem książkę od geografii. Wbiegłem po schodach na drugie piętro. Zobaczyłem, że na ławce siedzi Niall, który przeglądał atlas geograficzny. Podbiegłem do niego, żeby się przywitać.
- Hej misiaczku!- Przytuliłem go po czym usiadłem obok.
-Cześć Harruś!- Odpowiedział po czym schował książkę do plecaka. Nie lubiłem kiedy ktoś tak się do mnie zwracał, ale on był wyjątkiem. Często dokuczaliśmy sobie wymyślając jakieś śmieszne przezwiska. Nim się obejrzałem zadzwonił dzwonek na lekcje. Poczekaliśmy na profesora. Jak zawsze przybiegł spóźniony z kubkiem kawy w ręku.
-Przepraszam najmocniej za spóźnienie, miałem do załatwienia coś ważnego.- Tłumaczył się, otwierając drzwi. Zawsze ta sama wymówka. Według niego do załatwiania czegoś ważnego zalicza się pogawędka z nauczycielką od francuskiego lub zaparzanie kawy. Profesor wpuścił nas do klasy i po chwili siedziałem w mojej ławce razem z Victorem. Podczas lekcji nauczyciel próbował nam wytłumaczyć na czym polega proces erozji gleb. Nienawidzę takich lekcji z rana. Nie mam do tego głowy. Całe zajęcia potajemnie spoglądałem na zegar wiszący na ścianie. Nie wiem jak przeżyłem te czterdzieści pięć minut. Na szczęście kolejną lekcją było wychowanie fizyczne, pomimo tego, że nie jestem najlepszy w sporcie bardzo lubiłem ten przedmiot.
       Podszedłem do mojej szafki na korytarzu i wyjąłem z niej strój na przebranie. Odłożyłem wszystkie, niepotrzebne podręczniki i zaszyty, po czym ruszyłem w stronę stojącego niedaleko Nialla. Rozmawiał z Joshem. Chodzi on do równoległej klasy. Kiedyś przyjaźniliśmy się w trójkę, byliśmy nierozłączni. Do czasu. Pewnego dnia zaczął spotykać się z Taylorem i jego kolegami. Zmienił się nie do poznania. Z każdym dniem coraz bardziej się od nas oddalał. Po jakimś czasie w ogóle nie zwracał na nas uwagi. Niall nie mógł się pogodzić z nagłą zmianą Josha. Wiele razy próbował z nim rozmawiać, przekonać go, że źle postępuję, on go jednak nie słuchał. Po prostu go spławiał. Niall miał do mnie pretensje, że tak łatwo odpuściłem naszą przyjaźń. Wiedziałem, że jak ktoś zacznie trzymać się z Taylorem to szybko od niego nie odejdzie. Ostatnimi czasy były przyjaciel znów zaczął z nami rozmawiać. Wszystko przez to, że dowiedział się, że Taylor tylko go wykorzystał. Niall od razu mu wybaczył i przyjął go z otwartymi rękami. Ja tak nie potrafię. Odwrócił się od nas, traktował nas jak powietrze, a teraz myśli, że będzie jak dawniej. Tłumaczyłem to Horanowi ale ten twierdzi, że każdy może się kiedyś zmienić. Dla mnie Josh jest tylko znajomym. Niczym więcej nigdy już nie będzie.
- Hej.- Przywitał się chłopak.
- Cześć.- Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Dobrze, że jesteś, chciałbym zaprosić cię na dyskotekę, którą urządzam w ten piątek.
- Dzię.. Dzięki.- Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Nie lubiłem chodzić na imprezy. Z resztą wątpię, żeby mój ojciec się zgodził na moje wyjście.
- To jak, przyjdziesz?- Zapytał Josh.
- Nie wi..- Nie zdążyłem dokończyć, bo mój przyjaciel mi przerwał.
- Będzie fajnie, przyjdź, proszę!- Nie mogłem mu odmówić, wiedziałem, że mu na tym zależy.
- Postaram się.- Odpowiedziałem po chwili.
   Na moje szczęście tę niezręczną rozmowę przerwał dzwonek na lekcje. Niall zatrzasnął swoją szafkę i pożegnał się z Joshem. Skierowaliśmy się do szatni i przebraliśmy na zajęcia. Po chwili czekaliśmy na naszego nauczyciela.
- Dzień dobry.- Przywitał się z nami Pan Lewis. On również zaliczał sie do tych fajnych nauczycieli, z którymi da się wytrzymać.- Horan proszę, zrób rozgrzewkę.
- Tak jest!- Odkrzyknął ochoczo mój przyjaciel. Po parunastu minutach, kiedy wszyscy byli gotowi na zajęcia czekaliśmy aż trener zdecyduje co dziś robimy. Kiedy oznajmił, że zagramy w piłkę nożną podzielił nas na dwie drużyny. Cieszyłem się, bo w moim zespole były osoby, które choć trochę znają się na sporcie. Szczególnie Victor, który od parunastu
lat gra chodzi na dodatkowe treningi. Kiedy usłyszeliśmy gwizdek zaczęliśmy grę. Po około dziesięciu minutach zrobiło mi się trochę słabo.
- Harry! Nie śpi, graj!- Krzyknął do mnie Pan Lewis. Czułem jakbym miał nogi z waty. Nie wiedziałem co się dzieje. Przed oczami robiło mi się coraz ciemniej.
- Harry co się dzieję?- Zapytał Niall. Widziałem go jakby przez mgłę.- Harry!-Już nie wytrzymałem. Było mi coraz bardziej słabo. Upadłem na ziemię. Widziałem tylko jak trener coś krzyczy i biegnie w moją stronę. Potem była już tylko ciemność.
                                
                                                   ~

                                                                        muzyka

                                                Louis

      Nie mogę uwierzyć w to,co się dzieję. Stoję przed szpitalem, w którym przed chwilą umarłem. Dlaczego tutaj jeszcze jestem? Czy tak właśnie wygląda śmierć? Czy wszystkie te historie o niebie, piekle, wiecznym życiu były kłamstwem? Nie wiem co robić. Czy ktoś mnie słyszy?

-Przepraszam, proszę pana...- wołam do pewnego starszego człowieka. - Halo... - Ciągnę dalej. - Błagam niech mi pan pomo... pomoże. - Mężczyzna bez żadnej reakcji przechodzi obok mnie. Nie widzi mnie.
-Słyszy mnie pani? - wołam do kobiety rozmawiającej przez telefon. Nie zwraca na mnie uwagi. - Może pani na mnie spojrzeć? - próbuję pociągnąć za jej ramię, lecz w tym samym momencie upadam na ziemię. Tak jakby znikła.
-Co to kurwa ma być, czemu każdy udaje, że mnie tu nie ma? - Mój głos coraz bardziej cichnie. - Może mi ktoś pomóc, błagam... Co się ze mną dzieję? - Wstaję z chodnika i wbiegam na ruchliwą ulicę z nadzieją na jakąkolwiek reakcję innych. Chcę, aby to się w końcu skończyło. - Czy ja jestem w jakiejś pieprzonej ukrytej kamerze? - Staję na środku jezdni i nagle widzę zbliżający się do mnie z coraz większą prędkością samochód. Kiedy jestem pewien, że się zatrzyma, podam na kolana a później widzę już tylko uderzające światło.



      Otwieram oczy. Gdzie ja jestem? Nie zmieniłem swojej pozycji, lecz teraz otaczają mnie białe jak chmury ściany. Pokój, w którym nic nie ma. Co się stało z tamtym pojazdem? Powoli, opierając się rękoma o ziemię, wstałem. Ponownie rozejrzałem się wokół siebie.

-Czy teraz na prawdę umarłem? - Sam już nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. - Jest tu ktoś. - Zapytałem nie licząc nawet na to, że ktoś mi odpowie. - Halo... - Po co ja to mówię, przecież i tak jestem tu sam. - Pomyślałem. W tym właśnie momencie ktoś dotknął  lekko moich pleców. Stwierdziłem, że mam już halucynacje, więc szedłem dalej przed siebie. Po chwili znowu to poczułem. Tym razem byłem pewny, że ktoś trzyma mnie za ramię. Odwróciłem się. Za mną stała wysoka postać. Jej biała szata niemal zlewała się z kolorem pokoju.
-Czy to jakiś żart? - zaśmiałem się. - Pytam, czy to jakiś żart? - powtórzyłem, lecz wciąż nie otrzymałem odpowiedzi. Powoli zbliżałem się do tej osoby. Im mniej metrów nas dzieliło, tym bardziej wyraźna stawała się jej twarz. Przypominała anioła. Delikatna skóra, jasne włosy, niebieskie oczy... - Nie mam dzisiaj humoru na takie rzeczy... - powiedziałem. - Myślisz, że możesz sobie ze mną tak pogrywać? - Nieświadomie podniosłem prawą dłoń, kierując ją  ku tej osobie. Poczułem, jak coś mnie zatrzymuje. Nie mogłem ruszyć moją ręką. Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Jestem twoim aniołem stróżem. - Pierwszy raz się odezwał. - Nie bój się. Chcę ci pomóc.
-Niemożliwe...
-Widzisz, nic nie dzieje się bez przyczyny.
-Co ty możesz zrobić? Nic mi już nie pomoże.
-Uznam, że tego nie słyszałem. Mam dla ciebie pewną propozycję, chcesz jej wysłuchać?
-A jest jakieś inne wyjście? - Odpowiedziałem lekko sarkastycznie.
-Zacznijmy od początku. Kiedy ostatnio zrobiłeś dobry uczynek Louisie Tomlinsonie?
-Co to ma do rzeczy... nie pamiętam. - pokręciłem głową zmieszany.
-No właśnie, o to chodzi. Nie pamiętasz! W ciągu ostatnich kilku lat zmieniłeś się z małego, grzecznego i uprzejmego chłopca w niebezpiecznego gangstera gotowego zrobić wszystko dla władzy i pieniędzy. Teraz to wszystko się na tobie w pewien sposób mści. Możesz uznać to za swojego rodzaju karę. Jest pewien sposób, żeby ją zlikwidować. Każdy dostaje szansę na nawrócenie. Abyś mógł wstąpić do niebios, musisz wypełnić jedno zadanie. Zostaniesz zesłany z powrotem na ziemię w celu pomocy pewnej osobie. Umarłeś, więc nikt cię nie widzi oraz nie słyszy, lecz jest taki ktoś, kto potrafi to zrobić. Spotkasz go na swojej drodze za pewien czas. Będziesz musiał mu pomóc, być dla tej osoby wsparciem. Tylko pamiętaj, nie nadużywaj swojej szansy. Wykorzystaj ją do na prawdę dobrych rzeczy. Masz na to sześć miesięcy, po tym czasie ponownie się spotkamy. Do zobaczenia wkrótce, Louis.
-O czym ty do kurwy nędzy gadasz?
-Jest taki chłopak, który żyje w niewiedzy. On cie zrozumie. Żegnaj.
-Czekaj! - Krzyknąłem do niego. - Jak ja mam go znaleźć? - Odezwałem się kolejny raz, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Anioł zniknął. Tak jak się pojawił, tak teraz już go nie ma. O co tutaj chodzi? Jak ja mam to zrobić, skoro na świecie żyje miliony chłopaków, którzy potrzebują pomocy?
 Obraz przed oczami powoli mi się rozmazywał. Wszystko stawało się coraz mniej wyraźne, jakby pokój zaczęła pokrywać biała mgła. W pewnym momencie nie widziałem już nic.
 Po chwili byłem z powrotem w punkcie wyjścia - przed szpitalem. "To się nie uda, już na zawsze zostanę w tym głupim świecie." - pomyślałem. 
                                                   
                                                  ~

Tak więc miał być rozdział w ten weekend, spóźniłyśmy się kilkanaście minut ale myślę, że to nie jest tak dużo czasu w porównaniu do tego, jak długo nie było nas tutaj :) Przepraszamy za nieobecność i dziękujemy za wszystkie komentarze! ♥
Chciałybyśmy was jeszcze poinformować o nowej zakładce z pytaniami. Możecie zadawać tam pytania do nas jak i do bohaterów opowiadania :)

Oprócz tego chciałybyśmy życzyć wam wszystkim zdrowych i radosnych świąt!!! 



Cześć kochani!
Nasz blog został nominowany do Liebster Awards!!!! Nie możemy w to uwierzyć, szczególnie, że mamy tylko 1 rozdział i prolog! Dziękujemy wam wszystkim za to, że czytacie nasze opowiadanie! Szczególne podziękowania dla autorki tego bloga. Oto pytania, które otrzymałyśmy:


KASIA
1. Ulubione zwierzę?
Kot
2. Plany na sylwestra?
Spędzam sylwestra z Zuzią i innymi przyjaciółmi :)
3. W jakim mieście mieszkasz?
W Koszalinie
4. Imię pierwszej miłości?
Mateusz 
5. Najdziwniejszy sen?
Śniło mi się, że byłam na szczycie góry i spotkałam mojego brata, który siedział w automacie...
6. Ulubiona świąteczna piosenka? 
All I Want For Christmas Is You 
7. Ulubiony kolor?
Biały 
8. Twój autorytet?
W sumie to nie mam takiej wybranej osoby, zazwyczaj słucham siebie :)
9. Ulubiony film?
"The Millers" 
10. Twoje małe uzależnienie?
Jedzenie, chociaż to raczej duże uzależnienie. 
11. Cytat na dziś?
Nie używam cytatów.


ZUZIA
1. Ulubione zwierzę?
Psy
2. Plany na sylwestra?
Spotykam się z Kasią i jeszcze 4 przyjaciółmi.
3. W jakim mieście mieszkasz?
W Koszalinie
4. Imię pierwszej miłości?
Kacper
5. Najdziwniejszy sen?
Kiedy siedziałam w samochodzie,była inwazja kotów i go broniłam..................
6. Ulubiona świąteczna piosenka? 
All I Want For Christmas Is You
7. Ulubiony kolor?
Czarny
8. Twój autorytet?
Raczej nie mam, ale jeżeli już miałabym kogoś wybrać to Sek Henry :)
9. Ulubiony film?
"Piraci z Karaibów"
10. Twoje małe uzależnienie?
Koszykówka
11. Cytat na dziś?
-