niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 2


                                                 Harry



       Wtorek. Drugi dzień tygodnia, którego z każdą chwilą mam coraz bardziej dosyć. Czy chociaż raz w życiu nastąpi taka chwila, że z radością pójdę do szkoły? Bez stresu, zmęczenia czy po prostu irytacji na myśl o nauczycielach? Nie mówię, że wszyscy są źli. Na przykład Pan Murphy, uczący mnie muzyki oraz zajęć artystycznych jest bardzo przyjacielską i miłą osobą w stosunku do wszystkich uczniów. Idealnie nas rozumie. Może to dlatego, że sam ma dopiero 27 lat, należy do zespołu rockowego? Jeździ w trasy koncertowe, a o ilości jego tatuaży na ciele, bądź kolczykach na twarzy wolę nie wspominać. Wiem, że to nie jest wyznacznik tego, jaki ktoś ma charakter, lecz kto by nie chciał mieć takiego nauczyciela? Jednak on jest naprawdę jedną z nielicznych osób, z którymi można normalnie porozmawiać. Wierzcie, czy nie ale Murphy'ego nie zastąpiłby nikt.
       Zszedłem na dół i skierowałem się do przedpokoju, lecz po drodze zatrzymał mnie mój ojciec.
-Ile można czekać? Zaraz się spóźnisz do szkoły. Wsiadaj do samochodu, dzisiaj cię podwiozę. Tylko się nie przyzwyczajaj.- Wysłuchałem to co miał do powiedzenia, w pośpiechu ubrałem buty, kurtkę i nałożyłem zimową czapkę na głowę. Zarzuciłem plecak na lewe ramię i dałem znak, że jestem gotowy do wyjścia. W tym samym czasie mój ojciec wyszedł z kuchni z kubkiem kawy, który po chwili znalazł się na komodzie przy drzwiach. W ciszy czekałem aż nałoży na siebie swój płaszcz i buty. Dlaczego zawsze muszę być taki posłuszny? Mógłbym teraz uciec, nie iść do tej szkoły i nie przejmować się niczym. Od zawsze byłem taki miły, bałem się powiedzieć komuś co tak naprawdę o nim myślę. Nie potrafię się zmienić od tak. Zapewne skończę jako samotny facet, który będzie bał się zapytać szefa o podwyżkę. Chciałbym się zmienić ale po prostu nie potrafię.
-Co tak stoisz? Zapieprzaj do samochodu. –Pchnął mnie mój ojciec. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na zimny korytarz. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na zewnątrz. Od razu chłodny wiatr uderzył w moją twarz. Naciągnąłem bardziej moją czapkę na głowę i ubrałem szalik. Niestety nie posiadam rękawiczek, więc w ręce nadal było mi zimno. Poczekałem aż mój ojciec otworzy samochód i wsiadłem do środka. Od razu zrobiło mi się cieplej. Zapiąłem pas i po chwili byliśmy w drodze do szkoły. Wyjąłem z plecaka moje słuchawki i telefon. Wsadziłem je do uszu i włączyłem mój ulubiony utwór  Red Hot Chili Peppers - Otherside. Oparłem głowę o szybę i napawałem się widokiem na zewnątrz. Po paru minutach poczułem jak ktoś mnie szturcha w ramię. Wyciągnąłem w pośpiechu słuchawki i spojrzałem na ojca.
-Harry! Wysiadaj! Ile razy mam powtarzać? – Wrzeszczał na mnie jak jakiś psychiczny. Założyłem czapkę na głowę, zapiąłem szybko plecak i wybiegłem z samochodu. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i skierowałem się prosto do szkoły. Zobaczyłem paru moich znajomych rozmawiających obok budynku. Podbiegłem do nich.
-O Harry, cześć!- Przywitała mnie Meg, wysoka blondynka z idealnie prostymi włosami. Miała na sobie granatowy płaszcz, spod którego wystawał kremowy kant sukienki. Megan zawsze je nosiła. Nigdy nie widziałem jej w spodniach. Pochodzi z bogatej rodziny, jej ojciec ma wysoką posadę. Nie może więc pozwolić córce przychodzić do szkoły w byle czym. Kiedy się ze mną witała uroczo się uśmiechnęła.
-Cześć Meg.- Odpowiedziałem jej po chwili. Chciałbym Mieć takie życie jak ona. Nie musi się niczym martwić, dobrze się uczyć i starać się w szkole bo i tak odziedziczy firmę po ojcu. Jest jedynaczką. Pomimo tego i tak jest jedną z lepszych uczennic. Nie wiem jak to jest, że niektórzy ludzie mają takie szczęście. Są ładni, mądrzy, mają powodzenie u chłopaków. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie facet Meg, David.
-Co jest Harry? Jakiś taki zamyślony jesteś.- Dokuczył mi uśmiechając się. Bardzo go lubiłem. Wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć. Jest moim dobrym kolegą. Poznałem go jak chodziliśmy razem na piłkę nożną. Był jednym z lepszych zawodników. Bardzo lubiłem chodzić na treningi, była to taka moja odskocznia od rzeczywistości. Niestety mój ojciec stracił pracę i nie było nas stać na dodatkowe zajęcia dla mnie. Ich jedynego syna. Pogodziłem się z tym, tak bywa. W moim życiu nawet zbyt często. Po paru minutach weszliśmy do szkoły i skierowaliśmy się do szatni. Zostawiłem tam moją kurtkę i ruszyłem na główny korytarz. Otworzyłem moją szafkę i wziąłem książkę od geografii. Wbiegłem po schodach na drugie piętro. Zobaczyłem, że na ławce siedzi Niall, który przeglądał atlas geograficzny. Podbiegłem do niego, żeby się przywitać.
- Hej misiaczku!- Przytuliłem go po czym usiadłem obok.
-Cześć Harruś!- Odpowiedział po czym schował książkę do plecaka. Nie lubiłem kiedy ktoś tak się do mnie zwracał, ale on był wyjątkiem. Często dokuczaliśmy sobie wymyślając jakieś śmieszne przezwiska. Nim się obejrzałem zadzwonił dzwonek na lekcje. Poczekaliśmy na profesora. Jak zawsze przybiegł spóźniony z kubkiem kawy w ręku.
-Przepraszam najmocniej za spóźnienie, miałem do załatwienia coś ważnego.- Tłumaczył się, otwierając drzwi. Zawsze ta sama wymówka. Według niego do załatwiania czegoś ważnego zalicza się pogawędka z nauczycielką od francuskiego lub zaparzanie kawy. Profesor wpuścił nas do klasy i po chwili siedziałem w mojej ławce razem z Victorem. Podczas lekcji nauczyciel próbował nam wytłumaczyć na czym polega proces erozji gleb. Nienawidzę takich lekcji z rana. Nie mam do tego głowy. Całe zajęcia potajemnie spoglądałem na zegar wiszący na ścianie. Nie wiem jak przeżyłem te czterdzieści pięć minut. Na szczęście kolejną lekcją było wychowanie fizyczne, pomimo tego, że nie jestem najlepszy w sporcie bardzo lubiłem ten przedmiot.
       Podszedłem do mojej szafki na korytarzu i wyjąłem z niej strój na przebranie. Odłożyłem wszystkie, niepotrzebne podręczniki i zaszyty, po czym ruszyłem w stronę stojącego niedaleko Nialla. Rozmawiał z Joshem. Chodzi on do równoległej klasy. Kiedyś przyjaźniliśmy się w trójkę, byliśmy nierozłączni. Do czasu. Pewnego dnia zaczął spotykać się z Taylorem i jego kolegami. Zmienił się nie do poznania. Z każdym dniem coraz bardziej się od nas oddalał. Po jakimś czasie w ogóle nie zwracał na nas uwagi. Niall nie mógł się pogodzić z nagłą zmianą Josha. Wiele razy próbował z nim rozmawiać, przekonać go, że źle postępuję, on go jednak nie słuchał. Po prostu go spławiał. Niall miał do mnie pretensje, że tak łatwo odpuściłem naszą przyjaźń. Wiedziałem, że jak ktoś zacznie trzymać się z Taylorem to szybko od niego nie odejdzie. Ostatnimi czasy były przyjaciel znów zaczął z nami rozmawiać. Wszystko przez to, że dowiedział się, że Taylor tylko go wykorzystał. Niall od razu mu wybaczył i przyjął go z otwartymi rękami. Ja tak nie potrafię. Odwrócił się od nas, traktował nas jak powietrze, a teraz myśli, że będzie jak dawniej. Tłumaczyłem to Horanowi ale ten twierdzi, że każdy może się kiedyś zmienić. Dla mnie Josh jest tylko znajomym. Niczym więcej nigdy już nie będzie.
- Hej.- Przywitał się chłopak.
- Cześć.- Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Dobrze, że jesteś, chciałbym zaprosić cię na dyskotekę, którą urządzam w ten piątek.
- Dzię.. Dzięki.- Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Nie lubiłem chodzić na imprezy. Z resztą wątpię, żeby mój ojciec się zgodził na moje wyjście.
- To jak, przyjdziesz?- Zapytał Josh.
- Nie wi..- Nie zdążyłem dokończyć, bo mój przyjaciel mi przerwał.
- Będzie fajnie, przyjdź, proszę!- Nie mogłem mu odmówić, wiedziałem, że mu na tym zależy.
- Postaram się.- Odpowiedziałem po chwili.
   Na moje szczęście tę niezręczną rozmowę przerwał dzwonek na lekcje. Niall zatrzasnął swoją szafkę i pożegnał się z Joshem. Skierowaliśmy się do szatni i przebraliśmy na zajęcia. Po chwili czekaliśmy na naszego nauczyciela.
- Dzień dobry.- Przywitał się z nami Pan Lewis. On również zaliczał sie do tych fajnych nauczycieli, z którymi da się wytrzymać.- Horan proszę, zrób rozgrzewkę.
- Tak jest!- Odkrzyknął ochoczo mój przyjaciel. Po parunastu minutach, kiedy wszyscy byli gotowi na zajęcia czekaliśmy aż trener zdecyduje co dziś robimy. Kiedy oznajmił, że zagramy w piłkę nożną podzielił nas na dwie drużyny. Cieszyłem się, bo w moim zespole były osoby, które choć trochę znają się na sporcie. Szczególnie Victor, który od parunastu
lat gra chodzi na dodatkowe treningi. Kiedy usłyszeliśmy gwizdek zaczęliśmy grę. Po około dziesięciu minutach zrobiło mi się trochę słabo.
- Harry! Nie śpi, graj!- Krzyknął do mnie Pan Lewis. Czułem jakbym miał nogi z waty. Nie wiedziałem co się dzieje. Przed oczami robiło mi się coraz ciemniej.
- Harry co się dzieję?- Zapytał Niall. Widziałem go jakby przez mgłę.- Harry!-Już nie wytrzymałem. Było mi coraz bardziej słabo. Upadłem na ziemię. Widziałem tylko jak trener coś krzyczy i biegnie w moją stronę. Potem była już tylko ciemność.
                                
                                                   ~

                                                                        muzyka

                                                Louis

      Nie mogę uwierzyć w to,co się dzieję. Stoję przed szpitalem, w którym przed chwilą umarłem. Dlaczego tutaj jeszcze jestem? Czy tak właśnie wygląda śmierć? Czy wszystkie te historie o niebie, piekle, wiecznym życiu były kłamstwem? Nie wiem co robić. Czy ktoś mnie słyszy?

-Przepraszam, proszę pana...- wołam do pewnego starszego człowieka. - Halo... - Ciągnę dalej. - Błagam niech mi pan pomo... pomoże. - Mężczyzna bez żadnej reakcji przechodzi obok mnie. Nie widzi mnie.
-Słyszy mnie pani? - wołam do kobiety rozmawiającej przez telefon. Nie zwraca na mnie uwagi. - Może pani na mnie spojrzeć? - próbuję pociągnąć za jej ramię, lecz w tym samym momencie upadam na ziemię. Tak jakby znikła.
-Co to kurwa ma być, czemu każdy udaje, że mnie tu nie ma? - Mój głos coraz bardziej cichnie. - Może mi ktoś pomóc, błagam... Co się ze mną dzieję? - Wstaję z chodnika i wbiegam na ruchliwą ulicę z nadzieją na jakąkolwiek reakcję innych. Chcę, aby to się w końcu skończyło. - Czy ja jestem w jakiejś pieprzonej ukrytej kamerze? - Staję na środku jezdni i nagle widzę zbliżający się do mnie z coraz większą prędkością samochód. Kiedy jestem pewien, że się zatrzyma, podam na kolana a później widzę już tylko uderzające światło.



      Otwieram oczy. Gdzie ja jestem? Nie zmieniłem swojej pozycji, lecz teraz otaczają mnie białe jak chmury ściany. Pokój, w którym nic nie ma. Co się stało z tamtym pojazdem? Powoli, opierając się rękoma o ziemię, wstałem. Ponownie rozejrzałem się wokół siebie.

-Czy teraz na prawdę umarłem? - Sam już nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. - Jest tu ktoś. - Zapytałem nie licząc nawet na to, że ktoś mi odpowie. - Halo... - Po co ja to mówię, przecież i tak jestem tu sam. - Pomyślałem. W tym właśnie momencie ktoś dotknął  lekko moich pleców. Stwierdziłem, że mam już halucynacje, więc szedłem dalej przed siebie. Po chwili znowu to poczułem. Tym razem byłem pewny, że ktoś trzyma mnie za ramię. Odwróciłem się. Za mną stała wysoka postać. Jej biała szata niemal zlewała się z kolorem pokoju.
-Czy to jakiś żart? - zaśmiałem się. - Pytam, czy to jakiś żart? - powtórzyłem, lecz wciąż nie otrzymałem odpowiedzi. Powoli zbliżałem się do tej osoby. Im mniej metrów nas dzieliło, tym bardziej wyraźna stawała się jej twarz. Przypominała anioła. Delikatna skóra, jasne włosy, niebieskie oczy... - Nie mam dzisiaj humoru na takie rzeczy... - powiedziałem. - Myślisz, że możesz sobie ze mną tak pogrywać? - Nieświadomie podniosłem prawą dłoń, kierując ją  ku tej osobie. Poczułem, jak coś mnie zatrzymuje. Nie mogłem ruszyć moją ręką. Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Jestem twoim aniołem stróżem. - Pierwszy raz się odezwał. - Nie bój się. Chcę ci pomóc.
-Niemożliwe...
-Widzisz, nic nie dzieje się bez przyczyny.
-Co ty możesz zrobić? Nic mi już nie pomoże.
-Uznam, że tego nie słyszałem. Mam dla ciebie pewną propozycję, chcesz jej wysłuchać?
-A jest jakieś inne wyjście? - Odpowiedziałem lekko sarkastycznie.
-Zacznijmy od początku. Kiedy ostatnio zrobiłeś dobry uczynek Louisie Tomlinsonie?
-Co to ma do rzeczy... nie pamiętam. - pokręciłem głową zmieszany.
-No właśnie, o to chodzi. Nie pamiętasz! W ciągu ostatnich kilku lat zmieniłeś się z małego, grzecznego i uprzejmego chłopca w niebezpiecznego gangstera gotowego zrobić wszystko dla władzy i pieniędzy. Teraz to wszystko się na tobie w pewien sposób mści. Możesz uznać to za swojego rodzaju karę. Jest pewien sposób, żeby ją zlikwidować. Każdy dostaje szansę na nawrócenie. Abyś mógł wstąpić do niebios, musisz wypełnić jedno zadanie. Zostaniesz zesłany z powrotem na ziemię w celu pomocy pewnej osobie. Umarłeś, więc nikt cię nie widzi oraz nie słyszy, lecz jest taki ktoś, kto potrafi to zrobić. Spotkasz go na swojej drodze za pewien czas. Będziesz musiał mu pomóc, być dla tej osoby wsparciem. Tylko pamiętaj, nie nadużywaj swojej szansy. Wykorzystaj ją do na prawdę dobrych rzeczy. Masz na to sześć miesięcy, po tym czasie ponownie się spotkamy. Do zobaczenia wkrótce, Louis.
-O czym ty do kurwy nędzy gadasz?
-Jest taki chłopak, który żyje w niewiedzy. On cie zrozumie. Żegnaj.
-Czekaj! - Krzyknąłem do niego. - Jak ja mam go znaleźć? - Odezwałem się kolejny raz, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Anioł zniknął. Tak jak się pojawił, tak teraz już go nie ma. O co tutaj chodzi? Jak ja mam to zrobić, skoro na świecie żyje miliony chłopaków, którzy potrzebują pomocy?
 Obraz przed oczami powoli mi się rozmazywał. Wszystko stawało się coraz mniej wyraźne, jakby pokój zaczęła pokrywać biała mgła. W pewnym momencie nie widziałem już nic.
 Po chwili byłem z powrotem w punkcie wyjścia - przed szpitalem. "To się nie uda, już na zawsze zostanę w tym głupim świecie." - pomyślałem. 
                                                   
                                                  ~

Tak więc miał być rozdział w ten weekend, spóźniłyśmy się kilkanaście minut ale myślę, że to nie jest tak dużo czasu w porównaniu do tego, jak długo nie było nas tutaj :) Przepraszamy za nieobecność i dziękujemy za wszystkie komentarze! ♥
Chciałybyśmy was jeszcze poinformować o nowej zakładce z pytaniami. Możecie zadawać tam pytania do nas jak i do bohaterów opowiadania :)

Oprócz tego chciałybyśmy życzyć wam wszystkim zdrowych i radosnych świąt!!! 



Cześć kochani!
Nasz blog został nominowany do Liebster Awards!!!! Nie możemy w to uwierzyć, szczególnie, że mamy tylko 1 rozdział i prolog! Dziękujemy wam wszystkim za to, że czytacie nasze opowiadanie! Szczególne podziękowania dla autorki tego bloga. Oto pytania, które otrzymałyśmy:


KASIA
1. Ulubione zwierzę?
Kot
2. Plany na sylwestra?
Spędzam sylwestra z Zuzią i innymi przyjaciółmi :)
3. W jakim mieście mieszkasz?
W Koszalinie
4. Imię pierwszej miłości?
Mateusz 
5. Najdziwniejszy sen?
Śniło mi się, że byłam na szczycie góry i spotkałam mojego brata, który siedział w automacie...
6. Ulubiona świąteczna piosenka? 
All I Want For Christmas Is You 
7. Ulubiony kolor?
Biały 
8. Twój autorytet?
W sumie to nie mam takiej wybranej osoby, zazwyczaj słucham siebie :)
9. Ulubiony film?
"The Millers" 
10. Twoje małe uzależnienie?
Jedzenie, chociaż to raczej duże uzależnienie. 
11. Cytat na dziś?
Nie używam cytatów.


ZUZIA
1. Ulubione zwierzę?
Psy
2. Plany na sylwestra?
Spotykam się z Kasią i jeszcze 4 przyjaciółmi.
3. W jakim mieście mieszkasz?
W Koszalinie
4. Imię pierwszej miłości?
Kacper
5. Najdziwniejszy sen?
Kiedy siedziałam w samochodzie,była inwazja kotów i go broniłam..................
6. Ulubiona świąteczna piosenka? 
All I Want For Christmas Is You
7. Ulubiony kolor?
Czarny
8. Twój autorytet?
Raczej nie mam, ale jeżeli już miałabym kogoś wybrać to Sek Henry :)
9. Ulubiony film?
"Piraci z Karaibów"
10. Twoje małe uzależnienie?
Koszykówka
11. Cytat na dziś?
-

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 1

     
  
      Dzisiejszego ranka, jak zwykle obudziło mnie głośne wołanie mojej mamy. Nie ukrywam, że chciałem jeszcze trochę poleżeć silnie opatulony w swoją ciepłą pierzynę. Odkryłem kołdrę i wystawiłem nogi zza łóżka. Usiadłem na materacu i odgarnąłem pojedyncze loki z twarzy. Wstałem i nałożyłem na siebie koszulkę, żeby nie paradować po kuchni w samych bokserkach. Wyszedłem przed drzwi mojego pokoju, po czym podbiegłem do mamy i ucałowałem ją w policzek na powitanie. W całym pomieszczeniu unosił się zapach świeżych tostów. Chwyciłem jednego i ruszyłem wolnym krokiem na kanapę, do salonu łączonego z kuchnią. Usiadłem i włączyłem telewizor. Zanim odbiornik odpalił się, z łazienki obok wyszedł mój ojciec. Podszedł do mnie i wyrwał mi z ręki pilota. Ani trochę nie zdziwiło mnie jego zachowanie. Zawsze taki był. Myślał tylko o sobie. Mnie traktował jak zwykłego, niepotrzebnego śmiecia. Usiadł obok i zaczął przełączać kanały.
- Nie musisz przypadkiem iść do szkoły?- Zapytał z wyrzutem. Już od pierwszego przekroczenia progu drzwi wejściowych wiedziałem, że w każdej chwili przeszkadza mu moja obecność w tym domu. Cóż poradzić? Mam tylko siedemnaści lat i niestety nie mogę się jeszcze wyprowadzić, chociaż bardzo bym tego chciał... robiłbym wszystko, co by mi się doszczętnie spodobało. Piękna myśl, prawda? Niestety nawet za rok, kiedy skończę już swoje osiemnaste urodziny, nie wyprowadzę się. Nie stać mnie nawet na najmniejsze mieszkanie w Doncastle. Moja mama zapewne będzie miała inne wydatki, a ojciec po prostu nie będzie chciał wydać na mnie pieniędzy. Sytuacja finansowa w domu też nie wygląda dobrze. Moja mama pracuje w kwiaciarni, gdzie nie zarabia jakiejś ogromnej sumy, ale na podstawowe wydatki wystarcza. Ojciec zaś pracował jako kurier, ale go zwolnili. Nie chciał powiedzieć czemu, z czego wyszła w domu ogromna awantura. Domyślam się, że po prostu poszedł do pracy pijany, co nie spodobało się zbytnio jego szefowi. Tak więc na dom zarabia tyko jedna osoba. Odkąd skończyłem szesnaście lat, dorabiałem trochę w wakacje. Nie mogłem spotykać się ze znajomymi, bo całe dwa miesiące robiłem kanapki w KFC, albo myłem blaty w restauracji. Myślałem, że chociaż część pieniędzy, które zarobiłem będzie dla mnie, ale nie dostałem nawet głupiego funta... Z moich rozmyśleń wyrwało mnie głośne odchrząknięcie osoby siedzącej obok.
-Mam na późniejszą godzinę.- Odpowiedziałem szybko.
-Jakoś mnie to nie interesuje. Zabieraj swoje cztery litery z kanapy i idź się uczyć.- Odpowiedział, nie odrywając swojego wzroku od telewizora. Rodzice zawsze wywierali na mnie ogromną presję co do nauki. Moim zdaniem w szkole miałem całkiem niezłe oceny. Najbardziej lubiłem historie. Nigdy nie musiałem długo się jej uczyć, większość zapamiętywałem na lekcji. W szkole nie miałem jakiś szczególnych problemów w nauce, ale moi rodzice zawsze musieli się do czegoś uczepić. Nigdy nie usłyszałem  od nich "Jesteśmy z ciebie dumni" albo chociaż głupiego "Super", zastępowało to wyrażenia takie jak "Mogłeś się bardziej postarać". Rzadko też wychodziłem gdzieś z kolegami, zacznijmy od tego, że nie miałem ich wielu. Moim najlepszym, niezastąpionym i jedynym przyjacielem był Niall. Znamy się od dwunastu lat. Chodziliśmy do tego samego przedszkola, potem do jednej klasy w podstawówce i gimnazjum. Mogę opowiedzieć mu o dosłownie wszystkim. Nie wiem, co by było, gdyby w moim życiu nie pojawił się Niall. Jest to jedyna osoba, której bezgranicznie ufam. Nawet mojej mamie nie opowiadam o wszystkim, rozmawiam z nią tylko na błahe tematy, takie jak pogoda. Z Niallem jest inaczej. Mam nadzieje, że nigdy się ode mnie nie odwróci i mnie nie zostawi.
         Spakowałem potrzebne podręczniki i zeszyty na dzień dzisiejszy do plecaka. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją. Wybrałem czarne, obcisłe dżinsy i biały t-shirt. Następnie ruszyłem do łazienki, aby umyć zęby. Po tej czynności chwyciłem moją szczotkę z szuflady i doprowadziłem moje włosy do stanu wyjściowego. Wróciłem do mojego pokoju. Zabrałem plecak i telefon z szafki nocnej stojącej obok łóżka i wyszedłem na korytarz. Ze schowka na buty wyjąłem moje stare, zniszczone conversy i niedbale założyłem je na moje stopy. Zarzuciłem na siebie ziomy płaszcz i byłem gotowy do wyjścia. Rzuciłem krótkie "Pa" w stronę rodziców i po chwyceniu kluczy leżących na kredensie wyszedłem. Zbiegłem po schodach na parter. Nie używam windy, bo mieszkam na drugim piętrze. Gdy znalazłem się przed budynkiem, schowałem ręce do kieszeni płaszcza. Z nieba prószył śnieg, jak to bywa w grudniu. Nie bardzo lubiłem zimę. Może zmieniłbym swoje nastawienie, gdybym w końcu miał kurtkę, która chroni mnie przed zimnem, szalik i czapkę. Ewentualnie jeszcze rękawiczki i zimowe buty. Ruszyłem w kierunku przystanku autobusowego, który znajdywał się na przeciw mojego bloku. Nie miałem ochoty iść do szkoły w takie zimno, chociaż na piechotę miałem jakieś 20 minut drogi.  Akurat kiedy podszedłem nadjechał pojazd, który miał mnie zabrać dzisiaj do szkoły. Szybko wbiegłem do środka. Kupiłem bilet i usiadłem na wolnym miejscu.
-Hej.-Usłyszałem cichy głos i po chwili obok mnie usiadła dziewczyna z długimi, prostymi włosami. Znam ją, chodzi ze mną do jednej klasy. Często razem jeździmy tym samym autobusem. Mieszka w klatce obok mojej.
- Cześć Oliv.- Odpowiedziałem po chwili, a ona uśmiechnęła się pod nosem i spuściła wzrok na swoje splecione na kolanach dłonie. Odkąd pamiętam zawsze była skromna i nieśmiała. Była osobą, z którą przy każdej okazji można pogadać o wszystkim i o niczym. Nigdy nikogo nie obraziła i nie odrzuciła. Jest to dobra cecha, ale niekiedy inne osoby to wykorzystują. Ja niestety też często ufam nieznajomym i zbyt szybko się przywiązuje. Jest to dość męczące.
- Słyszałam, że brałeś udział w olimpiadzie z historii- Odezwała się po chwili, przerywając moje rozmyślenia na temat życia.
- Taa. Poszedłem na nią tylko dlatego, że Pani Loreyn mnie cały czas namawiała.
- Jestem pewna, że przejdziesz do następnego etapu.- Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.-Zaraz nasz przystanek.- Dodała po chwili.
     Olivia zeszła z siedzenia i stanęła obok przetrzymując się aby nie spaść, a ja zaraz za nią. Autobus zatrzymał się na przystanku obok szkoły. Przepuściłem ją przy wyjściu i po chwili również znalazłem się obok niej. Ruszyliśmy w stronę szkoły. Na szczęście śnieg przestał już padać. Kiedy znaleźliśmy się w budynku Olivia została przy tablicy ogłoszeń, a ja poszedłem do szatni zostawić mój płaszcz, który zdążył już wyschnąć. Powiesiłem go na metalowym haku, po czym wróciłem na korytarz i stanąłem przed moją szafką. Otworzyłem ją za pomocą kodu i zostawiłem w niej podręczniki i zeszyty, oprócz książki od chemii. Zatrzasnąłem drzwiczki i ruszyłem pod pracownie chemiczną. Po drodze minąłem poszczególne osoby z mojej klasy. Usiadłem na ławce pod salą i czekałem na dzwonek. Dla zabicia czasu wyjąłem telefon i słuchawki z kieszeni. Kiedy w mojej głowie rozbrzmiewał Ed Sheeran, pod sale podeszła Pani Johnson i otworzyła drzwi, abyśmy mogli wejść do środka. Wyłączyłem muzykę i usiadłem przy swojej ławce. Obok mnie miejsce zajęła Bridget, klasowy prymus i Lucas, szkolne "ciacho", jak to mówią dziewczyny. Nie powiem, że parę razy zdarzyło mi się spojrzeć na jego zgrabny tyłek, ale nikt tego nie zauważył.
     Po równo czterdziestu pięciu minutach lekcji zadzwonił dzwonek informujący, że czas na przerwę. Wszyscy wybiegli z klasy. Ja spokojnie spakowałem się i bez pośpiechu opuściłem sale. Wróciłem do swojej szafki i wymieniłem lekcje.
-Harry!- Usłyszałem znajomy głos i nim zdążyłem się obrócić poczułem jak ktoś mnie przytula, a raczej zgniata.
-Zaraz pękną mi żebra.- Wymamrotałem w stronę Nialla.
-Oj, przepraszam.- Zaśmiał się i uwolnił mnie z uścisku.- Jak tam po chemii?- Zapytał i wyszczerzył się ukazując swój aparat na zębach.
-Jak zawsze. Dlaczego ciebie nie było? - Zapytałem.
- No wiesz...- Przeciągnął.- Tak jakby.. samo tak wyszło.- Próbował się wykręcić.
-Zaspałeś prawda?- Przerwałem jego męczarnie. Chłopak pokiwał głową z uśmiechem i jeszcze raz zamknął mnie w uścisku.
-Ale ty mnie kochasz i mi wybaczysz!- Jak mógłbym być na niego zły. Na Nialla nie da się złościć. Jest to jedyna osoba jaką znam, która większość swojego życia spędza na śmianiu się. To naprawdę niesamowite. Oczywiście tak, jak każdy człowiek miał on czasami zły humor lub był smutny, jednak nigdy nie chciał nikogo skrzywdzić. Za to to kochałem. Mogę tak stwierdzić, bo jest mi naprawdę bardzo bliski. Traktuje go jak brata, którego nigdy nie miałem i nie będę mieć. - Słyszysz mnie?- Usłyszałem głos blondyna.
-Słucham?
-Pytałem, czy sądzisz, że mam jakiekolwiek szanse u Taylora?- Zapytał. Tak, Niall jest gejem i ja chyba też nim jestem. Nie kręcą mnie dziewczyny, chociaż cały czas próbuje sobie wmówić, że za niedługo się to zmieni. Nie chce wiedzieć, co zrobiłby mój ojciec, jakby dowiedział się, że jego jedyny syn jest innej orientacji. Co do pytania blondyna, to nie chciałem, żeby mój przyjaciel umawiał się z kolesiem takim jak Taylor. Przyznam, że jest przystojny i ma powodzenie u dziewczyn, jak i u chłopaków ale nie podobała mi się jego osoba. Nie znałem go osobiście, ale w tej szkole plotki szybko się rozchodzą. Taylor jest typem "bad boya", a Nialla niestety takie osoby pociągają. Nie chciałem też mówić przyjacielowi, że nie ma szans u tego chłopaka, bo miał on już kiedyś problemy ze swoją samooceną i nie chcę, żeby znów się to powtórzyło.
-Nie wiem, ale słyszałem, że ma już chłopaka.- Odpowiedziałem po chwili bez żadnych emocji. Horan spuścił głowę, po czym ponownie na mnie spojrzał.
-Szkoda. Może kiedyś.- Dodał po czym kąciki jego ust drgnęły ku górze. Oby jak najszybciej o nim zapomniał, bo nie chce potem słuchać, jak to zerwał z nim po dwóch dniach chodzenia ze sobą.
      Dzisiaj skończyliśmy lekcje o godzinę wcześniej, bo odwołali nam geografie.Z tego co wiem, Pan Roberts ma zapalenie oskrzeli. W sumie nie przeszkadzałoby mi, gdybyśmy jednak mieli tą lekcje i kończyli o 15.30. Mama wraca w poniedziałki o 16.30, więc siedzę sam na sam z upierdliwym tatuśkiem w domu tylko godzinę. Wszystkie osoby z mojej klasy wybiegły z radością z budynku, za nimi również Niall. Zatrzymałem go i zapytałem, czy wraca autobusem. Pokiwał twierdząco głową i ruszyliśmy w stronę przystanku. Chłopak wysiadł dwie przecznice przede mną. Mieszka na nowym osiedlu, w ostatnio wybudowanym bloku. Przeprowadził się niedawno, ponieważ jego mama bała się go gdziekolwiek wypuścić. Jego stary dom znajdował się w nieciekawej okolicy. Ja mieszkam od urodzenia w tym samym miejscu, podoba mi się. Obok jest park, na przeciw osiedlowy sklep. Jednak najlepsze jest to, że nie muszę z nikim dzielić mojego pokoju, tak jak niektórzy mieszkający w blokach. Mamy trzy pokoje. Sypialnia rodziców, salon połączony z kuchnią i mój pokój, obok którego znajduje się łazienka.
    Po przekroczeniu progu mieszkania, od razu poczułem odór papierosów. Wiedziałem, kto jest sprawcą tego smrodu. Zamknąłem za sobą drzwi i ściągnąłem szybko trampki z moich nóg, po czym skierowałem się do swojego pokoju. Nie było mi to jednak dane.
-Harry?- Zawołał  mężczyzna siedzący na kanapie.
-Ta.-Odpowiedziałem krótko.
-Dlaczego jesteś już w domu. Powinieneś być dopiero za jakaś godzinę.-Stwierdził.- Zwiałeś z lekcji- Wstał i spojrzał się na mnie z wyrzutem.
-Po prostu skończyłem wcześniej. Odwołali nam geografie. Nie uciekłem z lekcji tato.- Zacząłem się tłumaczyć.
-Ja już znam te twoje bajeczki. Nie kłam i nie denerwuj mnie jeszcze bardziej, niż robi to sama twoja obecność w tym mieszkaniu.- Odpowiedział po chwili i zbliżył się jeszcze bardziej. Zrobiłem gwałtowny krok do tyłu i poczułem za sobą zimną ścianę.-Haha, nie bój się przecież nic ci nie zrobię SYNKU. Jaka ta młodzież jest teraz tchórzliwa.- Zaśmiał się sarkastycznie i poszedł do kuchni. Stałem tam jeszcze przez chwile w oniemieniu i pobiegłem w końcu do mojego pokoju. To nie tak, że jestem tchórzem. Po prostu wiem, że on za mną nie przepada i wiem do czego jest zdolny. Sam przyznał, że go denerwuje, mieszkając tu. To nie moja wina, a raczej ich. Jak nie chcieli mieć dzieci, to trzeba było się zabezpieczać. Rozpakowałem swoje książki z plecaka i zabrałem się do odrabiania pracy domowej z matmy i chemii. Po skończeniu nauczyłem się do jutrzejszych lekcji i spakowałem torbę do szkoły. Dochodziła godzina 18.50. Wyszedłem z pokoju i wbiegłem do kuchni. Byłem strasznie głodny. Jednak ta jedna kanapka w szkole mi nie wystarcza. Moja mama już wróciła i krzątała się między blatami. Podała mi obiad, pyszne spaghetti i nalała soku pomarańczowego do szklanki. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść. Po skończonym posiłku odłożyłem naczynia do zlewu i wróciłem do pokoju. Odpaliłem komputer stojący na biurku. Po paru minutach mogłem już włączyć skypa. Zobaczyłem, że Niall jest dostępny i od razu kliknąłem zieloną słuchawkę wykonującą połączenie. Po dwugodzinnej rozmowie z przyjacielem poczułem się senny, więc pożegnałem się i wyłączyłem urządzenie. Zabrałem z szuflady czystą parę bokserek i poszedłem do łazienki. Rozebrałam się do naga i stanąłem pod prysznicem. Po chwili ciepła woda obmywała moje ciało. Nałożyłem na gąbkę żel i dokładnie wyszorowałem moje ciało. Zaraz po tym wylałem na swoją rękę odpowiednią ilość szamponu i umyłem moje loki. Dokładnie spłukałem pianę z całego ciała po czym zakręciłem wodę i wyszedłem na łazienkowe kafelki. Woda ze mnie ciągle skapywała więc aby nie robić powodzi w pomieszczeniu szybko się wytarłem i ubrałem czystą bieliznę. Brudne ubrania wrzuciłem do kosza na pranie. Po wysuszeniu włosów zaszedłem do kuchni w celu zrobienia sobie kolacji. Nie chciałem prosić o to mojej mamy, bo wiedziałem, że chce odpocząć po pracy. Wyjąłem ser i masło z lodówki, po czym przyrządziłem sobie dwie kanapki. Na koniec pokroiłem pomidora i położyłem go na ser. Dodałem trochę soli i ułożyłem gotową kolacje na talerzyku. Posprzątałem po sobie kuchnie i usiadłem przy małym stole. Jedząc chwyciłem gazetę leżącą obok i zacząłem przeglądać. Zaciekawił mnie pewien artykuł o córce, która zamordowała swoją własną matkę, ponieważ ta ukradła jej chłopaka. W jakim ja świecie żyję? Po dokończeniu drugiej kanapki umyłem talerz i położyłem go na suszarce do naczyń. Nalałem sobie herbaty z dzbanka do szklanki. Wprawdzie była już trochę zimna ale nie przeszkadzało mi to. Wróciłem do łazienki i umyłem zęby po jedzeniu. Przetarłem mokrą twarz ręcznikiem i powiesiłem go z powrotem na haczyku.
-Dobranoc.- Powiedziałem kierując się w stronę pokoju.
-Dobranoc skarbie.- Odpowiedziała mi mama oglądająca jakiś film w telewizji. Obok niej siedział ojciec, ale chyba już dawno zasnął.
        Wszedłem do mojego pokoju, zapaliłem małą lampkę na szafce nocnej i zasłoniłem rolety. Chwyciłem z regału obok biurka książkę, położyłem się do łóżka i przykryłem swoje ciało kołdrą. Poczytałem około godzinę i zgasiłem światło, po czym zapadłem w sen.


Początki zawsze są trudne, mamy nadzieję, że rozdział nie jest aż taki nudny, następny w weekend. Pozdrawiamy! :)


poniedziałek, 21 października 2013

Prolog





Późny, zimowy wieczór, Doncaster



-Dlaczego znowu ja?!-krzyknąłem.

-Dlaczego? Przypomnij mi, kiedy ostatnim razem zrobiłeś coś pożytecznego? Już od jakiegoś czasu ciągle odwalamy za ciebie brudną robotę. Ogarnij się człowieku. Chciałeś się do nas przyłączyć? To pewne zasady obowiązują. - odpowiedział mi przywódca naszej grupy - Zayn. 
-Przecież robiłem wszystko co chciałeś. Rozumiem pobicie,kradzieże,napaście... ale żeby zabijać niewinne osoby? - zbulwersowałem się.
-Chcesz pójść do pierdla za ostatnia akcje, chcesz?! - spytał się. - Nie? To kurwa zrób to co ci mówię i zastrzel tego idiotę.
-Nie ma co się starać Zayn... on i tak tego nie zrobi, za bardzo się boi. - Odezwał się drwiącym głosem Liam, kolejny członek gangu. Mój oddech z każdą sekundą robił się coraz mocniejszy.
-Oj Tomlinson, widzisz, świat jest okrutny. Nie ma ludzi idealnych, ale przynajmniej się starają. Ty nie jesteś nawet na tyle odważny, żeby uratować swoich przyjaciół. Trudno, jak sprawy się wydadzą polecimy wszyscy, co do jednego. - mulat mówił to patrząc się mi prosto w oczy. - Idziemy. - oznajmił, a kilkanaście innych osób zebranych w naszej "kryjówce" znajdującej się w starej ruderze na pobrzeżach miasta zaczęło podążać w stronę wyjścia. - Zawiodłem się na tobie. - rzucił po cichu do mnie i wyszedł, a ja usiadłem na starej, spróchniałej już ławce.
-Zostawili mnie. - powiedziałem sam do siebie. - Zostawili...- nawet mój najlepszy przyjaciel, Zayn. Z czasem tracę wszystkich najbliższych. Mamę, Tatę, Zayna, Liama. Od 19 roku życia mieszkam sam. Jestem zdany tylko i wyłącznie na siebie. Na początku kompletnie sobie nie radziłem, można powiedzieć, że teraz jest dużo lepiej. To dzięki nim. Pomogli mi. Malik mi pomógł. A dzisiaj wszystko się posypało. Nie chcę takiego życia. Nie dam się już sobą więcej pomiatać.
Wróciłem szybko do domu, który znajdował się mały kawałek od miejsca mojego pobytu. Wsiadłem w stary samochód samochód matki , nacisnąłem na gaz i pojechałem, żeby raz na zawsze pokazać im, że nie jestem jakąś tam zwykłą, bojącą się 'ciotą'. Wszystko było już wcześniej zaplanowane, musi się udać.
Nagle poczułem, że pod moją nogą coś wibruje, zobaczyłem, że leży tam dzwoniący telefon. Schyliłem się szybko, aby go podnieść. W ułamku sekundy ujrzałem, że mój samochód zaraz zderzy się z ogromnym tirem. Momentalnie podskoczyło mi ciśnienie. Starałem się wykręcić, lecz nie było na to czasu. Poczułem ukłucie w brzuchu, oraz coś ciężkiego uderzającego mi w głowę. Potem była już tylko ciemność...


~




  Obudziło mnie jaskrawe światło. Otworzyłem oczy, nie ujrzałem nic oprócz białego pomieszczenia, w którym się znajdywałem. Po ponownym zamknięciu i otworzeniu moich powiek znalazło się przede mną metalowe łóżko, obok którego stała szafka nocna z małą zakurzoną lampką. Na przeciw łóżka stała biała komoda z najróżniejszymi przyrządami lekarskimi. Czy to był pokój szpitalny?
  Nie wiedziałem, co się dzieję. Nagle do pomieszczenia weszła jakaś kobieta z teczką w rękach. Stanęła obok łóżka. Dopiero teraz zauważyłem, że ktoś w nim leży. Podszedłem bliżej. Chciałem zapytać się pielęgniarki, co tutaj robię, gdy nagle zakręciło mi się w głowie. Nie mogłem ustać na własnych nogach. Zrobiło mi się czarno przed oczami.  O co chodzi? 
  W łóżku leżała osoba. W łóżku leżałem ja. Oparłem się plecami o ścianę, aby trochę uspokoić wszystkie moje myśli. Po paru minutach kobieta wyszła, a ja powoli wstałem, żeby jeszcze raz spojrzeć na chłopaka. Zacząłem sobie wszystko po kolei układać. Miałem wypadek. Ale dlaczego teraz tutaj stoję? Dlaczego widzę swoje ciało na łóżku? Może to jakaś ukryta kamera? Może ten ktoś jest tylko do mnie podobny? Ta cała sytuacja jest jakaś nierealna.
   Z moich rozmyśleń wyrwała mnie pikająca aparatura. Nie wiedziałem co robić. Urządzenie stawało się coraz głośniejsze. Myślałem, że głowa mi zaraz eksploduje. Do pokoju wbiegło dwóch lekarzy i pielęgniarka. Nie wiedziałem, co się dzieję. Uklęknąłem i zasłoniłem swoje uszy. To było nie do zniesienia. Wszystko stało się znaczeni głośniejsze, a ja już nie wytrzymywałem. Po chwili nastała cisza. Otworzyłem oczy i wstałem z podłogi. Dopiero teraz zobaczyłem, że na kardiomonitorze nie ma niczego, oprócz jednej, ciągłej kreski. Lekarze wyszli. Pielęgniarka zaczęła odczepiać od chłopaka kroplówkę. Wyszedłem na korytarz i zobaczyłem, jak jeden z lekarzy rozmawia z mężczyzną w średnim wieku. Musiał tu siedzieć od dłuższego czasu, miał podkrążone oczy. Po chwili zaczął płakać. Usiadł na krześle i zasłonił swoją twarz dłońmi. Podszedłem do niego.
-Przepraszam, wie pan może, co to za szpital? - zapytałem po chwili.
Czekałem na odpowiedź, ale mnie całkowicie "olał". Jakby wcale mnie tu nie było. Po paru minutach prób poznania odpowiedzi dałem sobie spokój i podbiegłem do jednego z lekarzy.
-Przepraszam! - spojrzał w moją stronę, podniósł rękę i zaczął do kogoś machać. Zachowywał się, jakby mnie nie zauważył.
-Proszę pana...- zacząłem ponownie. Lekarz uśmiechnął się i skierował się wprost na mnie. Chciałem się odsunąć, ale on był już za mną. Znów zaczęło mi się robić gorąco i ciemno przed oczami. Zacząłem krzyczeć, lecz nikt tego nie zauważał. Nikt nie słyszał. Wbiegłem do małego pokoiku, tego samego, w którym się obudziłem. Ciało chłopaka, leżącego w łóżku było zakryte pościelą. Podszedłem powoli i odkryłem kawałek pierzyny tak, aby zobaczyć jego twarz. Teraz już miałem pewność. To byłem ja. To ja jestem tym chłopakiem. Ja, Louis Tomlinson właśnie umarłem.





Tak więc  zaczynamy przygodę z nowym opowiadaniem! Jak Wam się podoba prolog? :) Może  chociaż trochę Was zaciekawił. Na początku powiemy wam jeszcze, że bloga prowadzimy we dwie - Zuzia i Kasia. Mamy nadzieję, że będzie on w miarę normalnie funkcjonował, do zobaczenia!







 






niedziela, 20 października 2013

BOHATEROWIE


Harry Edward Styles

Wiek: 17 lat
Louis William Tomlinson

Wiek: 22 lata


Zayn Javadd Malik

Wiek: 22 lata

Liam James Payne.

Wiek: 22 lata
Niall James Horan

Wiek: 17 lat