niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 4

muzyka


Louis

 Stałem oniemiały pod szpitalem. Powoli to wszystko stawało się rzeczywistością, a przynajmniej starałem się w to wierzyć. Bo co miałbym innego zrobić? Czy mam jakieś inne wyjście? Zacząłem się poważnie zastanawiać nad wykonaniem mojego zadania. Nie mam zielonego pojęcia czy mi się uda. Wiedziałem jedno - jeżeli nie będę w stanie go wykonać, moje życie zastanie takie już na zawsze. Wielka pustka. Świat, gdzie nie ma nic. Szczęścia, miłości, wrogości czy nienawiści... Za to wiem, że samotność zawsze mi będzie doskwierać. Nie chcę tego. 
-Nie dopuszczę do tego! Dam radę, znajdę tego chłopaka i wykonam to popieprzone zadanie! - krzyknąłem. Potrzebowałem się uspokoić, ruszyłem w stronę dużego kamienia z wyrytym napisem "Welcome in St. Mary's Hospital" który miał mi zastąpić ławkę. Usiadłem na nim, złapałem się za głowę i głośno westchnąłem.

 Harry

-Dzień dobry Harry. - Właśnie te słowa wybudziły mnie z głębokiego snu. Przeciągnąłem się na wszystkie strony, przetarłem oczy dłońmi i zobaczyłem, że nade mną stoi doktor Flinch. - Dzień dobry. - Odparłem.
-Jak się spało? Widzę, że najchętniej zignorowałbyś mnie i nie ruszył się z miejsca. - Powiedział uśmiechnięty.
-Może być. - Odpowiedziałem bez emocji.
-Mam dla Ciebie pewną wiadomość, jednak najpierw muszę zawiadomić o tym Twoją mamę. Przyjdę niedługo, a w tym czasie jest ktoś kto chciałby się z Tobą zobaczyć. Wejdź, proszę. - Skończył mówić otwierając drzwi i wychodząc na korytarz.
-Harry! - usłyszałem ciepły głos mojego przyjaciela. - Martwiłem się, jak tylko się dowiedziałem gdzie jesteś, od razu przyjechałem. Nawet nie wiesz jak się wczoraj nudziłem bez ciebie głupku. - Nie dał mi nawet odpowiedzieć, tylko od razu zaczął nawijać jak najęty. - Jak się czujesz, coś cię boli?- Zapytał wyraźnie zaniepokojkony. Lekko się uśmiechnąłem. Pomimo tej całej sytuacji z przeszczepem widząc mojego najlepszego przyjaciela nie mogłem się smucić.
- Część Ni- Odpowiedziałem. Nachylił się nade mną i oplótł mnie swoimi ramionami. Wtuliłem się w niego, tak bardzo mi go brakowało, pomimo, że nie widziałem go jedyne trzy dni, miałem wrażenie jakby to była wieczność.
- Tak bardzo się o ciebie martwiłem. - Powiedział Niall odsuwając się ode mnie. Jestem ogromnym szczęściarzem że go mam. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez tego blondasa. W szkole nie mam nie wiadomo ile kolegów. To wszystko przez to, że jestem takim nieudacznikiem w piłce nożnej. Zawsze wierzyłem, że powinno się robić to co się kocha. Właśnie dlatego nie zrezygnowałem jeszcze z tego sportu. Naprawdę kocham być na boisku, czuć tą adrenalinę kiedy przejmujesz piłkę, wiatr, który rozwiewa twoje włosy, krzyk ludzi kibicujących z trybun. Kocham to. Próbowałem wmawiać sobie, że tym razem dam radę, a i tak nie wychodziło. Całe życie wmawiano mi, że tylko dzięki ciężkiej pracy dotrę do mojego celu. Jednak nie jest to wcale takie łatwe. Ile się nie starałem to i tak zawsze wszystko spieprzyłem. Chodziłem na treningi, spotykałem się z Niallem na boisku i razem ćwiczyliśmy. Tyle czasu poświęciłem grze i co mi z tego? Myśląc, że dzisiaj mi się uda, nie zawiodę mojej drużyny to i tak się dzieję. Wchodząc na boisko od razu oblewa mnie pot, co tym razem schrzanię? Często myślałem o rzuceniu tego wszystkiego, ale Niall od razu odganiał mnie od tego pomysłu. Wmawiał mi, że nie mogę się poddać, że muszę walczyć. Nie wiem ile jeszcze razy będzie mi to wmawiał, ale chyba nadszedł czas żeby odejść. Już widzę twarze innych zawodników, te ich małe, złośliwe uśmieszki, że nie dałem rady i w końcu odszedłem, mojego ojca śmiejącego się prosto w moją twarz. Nie uwolniłbym się od jego dogryzania mi jaką to jestem ciotą, że nie umiem nawet kopać piłki. Cholera, czemu ja teraz o tym myślę, mam większe problemy. Moje serce przestaje pracować, w każdym momencie może się zatrzymać. W każdym momencie mogę umrzeć. Tak bardzo się boje, że nie znajdą dla mnie dawcy. Posmutniałem, a blondyn chyba to zauważył.
- Hazz, wszystko w porządku?- Zapytał Niall. Widocznie się przejął moją nagłą zmianą nastroju. Nie chciałem go martwić.
- Wszystko w porządku, po prostu..
- Boisz się,że pomimo uprzedzeń lekarza, że czasu jest sporo na znalezienie dawcy, ty masz go za mało. - Dokończył za mnie.
- Tak bardzo.- Odpowiedziałem, a mój głos się załamał. Łzy zaczęły napływać do moich oczu. Nie chciałem płakać, ale to wszystko mnie przerastało. Niall wstał ze stołka, na którym wcześniej siedział i mnie mocno przytulił. Rozpłakałem się jeszcze bardziej.  Nie chciałem odchodzić. Pomimo tego, że moje życie jest jakie jest, nie chciałem umierać. 
-Damy radę. - Odezwał się głaszcząc moje plecy. - Wyjdziesz z tego.
-Moja ciocia umarła na raka. - Powiedziałem przez co popadłem w jeszcze większą depresję.
-Wiem Harry, ale z tobą tak nie będzie, rozumiesz?!  Wyzdrowiejesz. - Potrzebowałem go. W tej chwili potrzebowałem mojego przyjaciela, i on o tym dokładnie wiedział. Został ze mną do czasu przybycia doktora. Siedział tutaj całe 3 godziny. Nie wiem, dlaczego tak długo musiałem czekać na tą "wiadomość" od niego ale mam zamiar w końcu się dowiedzieć o co chodzi.
-Niall chłopcze, myślę że powinieneś opuścić na chwilę salę. - Usłyszałem głos lekarza.
-Nie ma problemu, i tak miałem już wychodzić, do zobaczenia Harry! - Rzucił na pożegnanie, w drzwiach pokazał mi jeszcze, że mam się uśmiechać i wyszedł.
-Długo się znacie? - Nie wiem czemu nagle zostałem o to zapytany.
-Dwanaście lat lat.
-Na pierwszy rzut oka widać, że jesteście do siebie bardzo zbliżeni. - Odpowiedział. Z Horanem poznaliśmy się jeszcze przed podstawówką. Od tamtego czasu traktuję go jak własnego brata. Czasami wydaje mi się, że on zna mnie lepiej niż ja sam, pomyślałem. - Dobrze mieć taką osobę przy sobie. - Skończył, na co pokiwałem twierdząco głową. - Jednak przyszedłem do ciebie w innym celu. Otóż to, mamy dla ciebie dawcę. - Zamarłem. Nagle zrobiło się cicho. Nic nie słyszałem, patrzyłem się w jeden punkt za oknem. Nie mogłem uwierzyć w słowa lekarza. Czułem jakbym na chwile przestał oddychać. Spróbowałem przeanalizować jeszcze raz jego słowa. To znaczy, że będę żył, że nic mi już nie grozi, jestem bezpieczny? Dla lekarzy jest to normalne. Ktoś choruje, potrzebuje przeszczepu żeby przeżyć. Uczymy się tego w szkole. Czytamy podręcznik od biologii o groźnych chorobach bez jakiś większych odczuć. Dopiero kiedy sami znajdujemy się w podobnej sytuacji, twarzą w twarz ze śmiercią możemy poczuć ten strach. W takich momentach uświadamiamy sobie co tak naprawdę nas czeka. "Czy mi naprawdę jest pisany koniec?". To pytanie dręczyło mnie od chwili przyjechania tutaj. W chwilach kiedy traciłem już całą nadzieję jedna osoba, dla której mój przypadek to chleb powszedni potrafiła to zmienić. Niektórzy wygrywają w tej walce o życie, niektórzy nie.  Mi się udało. Będę żył. Nadal nie mogłem w to uwierzyć. Miałem ochotę wykrzyczeć to na cały szpital. Teraz chciałem już tylko jak najszybciej wrócić do domu. Moja mama weszła do pokoju od razu podbiegając do mnie i przytulając. Widziałem na jej twarzy ślady łez, a w oczach nadzieję. Wiem, jak bardzo jej na tym zależało. Wczorajszego wieczoru słyszałem, jak rozmawiała o tym z doktorem. Nie mogę się doczekać, aż powiem o tym mojemu przyjacielowi. Na pewno martwił się bardziej ode mnie samego.
-Dzie... Dziękuję. - Tylko to zdołałem z siebie wydusić.
-Harry, nie masz mi za co dziękować. Masz niezwykłe szczęście, że serce się znalazło. Chociaż nie można tego powiedzieć o tej drugiej osobie... - Rzeczywiście, przecież żebym ja mógł żyć ktoś musiał umrzeć. Dla mnie i mojej rodziny jest to zbawienie. Mam serce, będę mógł stąd wyjść szczęśliwy. Osoby bliskie mojemu dawcy wychodzą ze szpitala zapłakani, nie widząc sensu dalszego życia. Czułem się okropnie. Tak jakbym wymusił to serce. Nie chciałem niczyjej śmierci. Dlaczego życie jest takie trudne?
-Czy mogę wiedzieć, kim jest ta osoba? - Zapytałem. Chciałem jej podziękować, nie ważne w jaki sposób. Chciałem chociażby stanąć nad jej grobem i powiedzieć dziękuję. Cokolwiek.
-Niestety, pacjent za życia zgodził się na przeszczep narządów po śmierci, lecz ustalił że będzie całkowicie anonimowy. Nie możemy nic z tym zrobić. Przykro mi. - "That's sick", pomyślałem. Przecież tacy ludzie są wspaniali. Po co się ukrywać? - Przygotuj się, za najpóźniej półtorej godziny rozpoczynamy operację. - Powiedział lekarz i udał się z powrotem to swojego gabinetu.



                                          Hope dies last.



                                                                              ~

Cześć misiaczki! Przepraszamy, że musieliście tak długo czekać na rozdział, wiemy, że jest krótki ale to dlatego, że kolejny ma być dłuższy i troszkę ciekawszy. Niestety na początku takie rozdziały też muszą być :((
Chciałybyśmy wam ogromnie tak z całego serduszka podziękować za ponad 3 tysiące wejść! Jesteśmy wam niezmiernie wdzięczne. Nawet nie wiecie jak się cieszymy, że czytacie naszego bloga i, że nadal z nami jesteście <3

Kolejna sprawa, jeżeli chcecie być informowani o rozdziałach, napiszcie nam jakiś kontakt do siebie w komentarzach.
Miłej niedzieli :)







piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 3




                                                                                                                       muzyka

 Harry



             
Poranne promienie słońca przedostające się przez białe firanki zbudziły mnie ze snu. Otworzyłem oczy. Pierwsze co zauważyłem to żyrandol wiszący na suficie. Był on wykonany z milionów małych kryształków, które pod wpływem światła pięknie się błyszczały. Spoglądałem na niego przez dłuższą chwile, po czym podniosłem głowę, która znajdywała się na ogromnej ilości miękkich poduszek. Znajdywałem się po środku ogromnego, pięknego łóżka dla dwóch osób. Jednak byłem tu sam. Moje ciało pokryte było miękką, jedwabną narzutą. Zamrugałem kilka razy i rozejrzałem się dookoła. Usiadłem na wygodnym materacu, który w skutek mojego ruchu wydał ciche skrzypnięcie. Próbowałem przypomnieć sobie gdzie jestem i jak się tu znalazłem. Nie kojarzyłem tego miejsca i byłem pewny, że nigdy wcześniej tu nie byłem. Wnętrze nie było urządzone w nowoczesnym stylu. Można powiedzieć, że mieszka tu ktoś starszy i jest dość bogaty. Na przeciw mnie znajdował się pokaźnych rozmiarów kominek, nad którym wisiało mnóstwo ramek ze zdjęciami. Obok była komoda wykonana z ciemnego drewna, zdobiły ją piękne, kolorowe kwiaty w wazonach. Wyglądały, jakby dopiero przed chwilą były zerwane. Po drugiej stronie znajdywała się duża szafa. Brązowe panele ścielił duży, puszysty, biały dywan.
               
Spojrzałem na zegarek stojący na szafeczce obok łóżka, który wskazywał godzinę dwunastą. Odgarnąłem materiał okalający moje ciało. Dopiero teraz zorientowałem się, że jestem nago. Jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju i zauważyłem biały szlafrok leżący na fotelu obok szafy. Szybko podbiegłem do niego i zarzuciłem na siebie miękki obiór. Już miałem wyjść na korytarz gdy moją uwagę przykuły ogromne, szklane drzwi tarasowe. Powoli do nich podszedłem i je otworzyłem. Kiedy znalazłem się na zewnątrz mocniej opatuliłem się i zawiązałem pasek od szlafroka. Pomimo, że było bardzo ciepło. Przede mną znajdowała się zielona łąka i przepiękne, błękitne jezioro. Ruszyłem w stronę mostu. Kiedy byłem już blisko zauważyłem pewną osobę. Stała tyłem do mnie. Po krótkich, brązowych włosach mogłem stwierdzić, że jest to mężczyzna. Również miał na sobie szlafrok. Zapatrzony był w krajobraz znajdujący się przed nami. Postawiłem pierwsze kroki na moście i nagle chłopak się odwrócił. Niestety nie widziałem jego twarzy, wszystko było rozmyte. Coś do mnie mówił. Był coraz bliżej.

                         On the bridge, in shape of worn stones,
                                (Na moście, w kształcie starego, zniszczonego głazu,)                                      any place and any time,
                                             (w dowolnym miejscu i o dowolnym czasie,)                                                                By the rain, by the trite poems,
                                                    (Przez deszcz, przez banalne wiersze)                                                                  Don’t you think about return?
                                                      (Nie myślisz o powrocie?)                                                      
                                                     ~


       
-Słyszy mnie pan? Halo!- Krzyki były zbyt głośne. Miałem wrażenie, że moja głowa za moment nie wytrzyma tego hałasu. Próbowałem otworzyć oczy, ale bez skutku. Tak jakby tysiące szpilek wbijało się w moje gałki. -Halo, niech się pan odezwie!- Ktoś pstrykał mi palcami przed twarzą. Spiąłem się, zacisnąłem jak najmocniej moje oczy po czym je otworzyłem. Leżałem na łóżku, a nade mną znajdował się jakiś mężczyzna w białym fartuchu. Można było wywnioskować, że to lekarz po zwisającym na jego szyi stetoskopie. Przerażony próbowałem się podnieść i wstać z łóżka. Nie wiedziałem co się dzieje wokół mnie. Ktoś próbował mnie uspokoić i przyciskał moje ramiona do materaca. Zacząłem się dusić. Nie mogłem złapać powietrza. Powoli przed oczami pojawiał mi się czarne plamki. Było mi strasznie ciężko, na szczęście w porę jakaś pielęgniarka przystawiła do moich ust urządzenie, dzięki któremu mogłem odetchnąć i spokojnie złapać powietrze. Nadal byłem strasznie przestraszony. Czułem, jak w moich oczach gromadzą się łzy. Myślałem tylko o tym, że przed chwilą mogłem się udusić. Umrzeć. Podniosłem się i oparłem na moich rękach. Rozejrzałem się i już po chwili mogłem stwierdzić, że znajduje się w szpitalu.
         -Proszę się oprzeć, muszę panu podłączyć kroplówkę.- Odezwała się jedna z pielęgniarek i dotknęła moich ramion, na co lekko podskoczyłem. Nie mogłem się otrząsnąć i myśleć racjonalnie. -Niech Pan wyprostuję rękę.- Spojrzałem na nią zdezorientowany. Zamrugałem parę razy, po czym opadłem na materac. Pielęgniarka podłączyła kroplówkę i podała mi kołdrę, którą miałem się przykryć.
- Co ja tutaj robię? Jestem chory, czy co?- Zapytałem lekarza stojącego obok zawzięcie uzupełniającego swoje notatki. Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym chwycił metalowy taboret i usiadł obok mojego łóżka.
- Twój nauczyciel od wf'u zadzwonił po pogotowie, kiedy zasłabłeś...- Nie dałem mu skończyć.
- Ja tylko zemdlałem. Nic złego się nie stało. Każdemu może się to przydarzyć kiedy jest się zmęczonym, prawda?- Zapytałem z drwiną w głosie.
- Dowiedziałem się, że to nie był twój pierwszy raz. To jest bardzo niebezpieczne. Będę musiał przeprowadzić badania i dowiedzieć się, z czego wynikają te omdlenia.
- Czy to znaczy, że będę musiał tu zostać? -Zapytałem zdziwiony.
- Zaraz przeprowadzimy badania i się dowiemy, chłopcze.- Stwierdził lekarz po czym wstał i odłożył taboret na swoje wcześniejsze miejsce. Już miał wychodzić, ale nagle stanął i obrócił się przodem do mnie.- Poinformowałem twoich rodziców o tym, że tu trafiłeś. Powiedzieli, że za niedługo tu przyjadą.- Uśmiechnął się i wyszedł. Moich rodziców? Po co oni tutaj mają przyjeżdżać? Wiadomo, że i tak mają w dupie to, co się ze mną dzieje. Odrzuciłem kołdrę i próbowałem wstać z tego pierdolonego łóżka. Byłem wściekły. Odpiąłem kroplówkę od mojej żyły i wyszedłem na korytarz. Kręciło się po nim dużo osób. Starałem się nie zwracać na siebie uwagi i spokojnie opuścić ten przeklęty budynek. Ruszyłem w stronę schodów i już miałem schodzić na dół, ale nagle zrobiło mi się duszno. Wydawało mi się, jakbym palił się od środka. Próbowałem się czegoś złapać. Po chwili przede mną pojawiła się jakaś pielęgniarka, nic nie słyszałem. Starałem wyczytać coś z ruchu jej ust, lecz na marne. Czułem, jak po mojej twarzy spływają pojedyncze kropelki potu. Kobieta kazała mi usiąść na wózek inwalidzki i zaprowadziła mnie do pokoju, z którego próbowałem 'zwiac'. Pomogła mi położyć się na łóżku i z powrotem podłączyła kroplówkę.
- Nastraszył mnie pan.- Odezwała się zdenerwowana z założonymi na siebie rękoma. Przewróciłem oczami i obróciłem się na drugi bok. Nie chciałem tu zostawać. Dosłownie marzyłem o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w moim domu.  
      Miałem zamiar zamknąć oczy i odpocząć. Nie było mi to jednak dane. Drzwi się otworzyły i do sali wbiegła moja rodzicielka w rozpiętym płaszczu i zwisającym na szyi szaliku.
- O mój Boże Harry!- Usłyszałem głośny pisk mojej mamy wbiegającej do pomieszczenia.- Co ci jest dziecko?- Zapytała zatroskanym głosem. Oplotła moją twarz swoimi małymi dłońmi. Jej policzki były czerwone, dało się na nich zauważyć pojedyncze, spływające łzy. Byłem zdziwiony, nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Byłem pewny, że na mnie nawrzeszczy, jaki to jestem lekkomyślny i nieporadny. Kąciki moich ust drgnęły lekko ku górze. Mocną ją przytuliłem.
- Nic mi nie jest, mamo.- Stwierdziłem, przyciskając swoja twarz do jej włosów. Byłem taki szczęśliwy, że tu jest. Przez chwilę zapomniałem nawet gdzie się znajduję. Niestety tylko na chwilę.
- Ja wiedziałem, że ten gówniarz prędzej, czy później tu wyląduje. Odsunąłem od siebie kobietę i spojrzałem w stronę drzwi. W progu stał nie kto inny jak mój ojciec. W jednej dłoni trzymał kluczyki od samochodu, a w drugiej jakąś reklamówkę. Spojrzałem na jego twarz. Widać było, że nie chciał tu przyjeżdżać. Najchętniej siedziałby teraz rozłożony na kanapie, popijając piwo.
- Przestań Mark.- Skarciła go moja mama.- Nie widzisz, że on cierpi? Najlepiej poczekaj na korytarzu. - Spojrzała na niego ze wściekłym wzrokiem i wskazała drzwi. Kiedy opuścił pomieszczenie, z powrotem odwróciła swój wzrok na mnie. Uśmiechnęła się, odgarnęła moje loki z twarzy i ucałowała mnie w czoło. Chciała coś dodać, ale do sali wszedł lekarz, z którym wcześniej rozmawiałem.
- Dobrze, Harry. Zabiorę cię teraz do specjalnej sali na badania, które pomogą mi stwierdzić co ci dolega, okej?- Zapytał ciepłym głosem.
- Taaaa..- Odpowiedziałem z niechęcią. Podeszła do mnie pielęgniarka i pomogła mi usadowić się kolejny raz na wózku, po czym zawiozła mnie do właściwego gabinetu. Moja mama cały czas za nami szła. Lekarz próbował ją uspokoić. Nie wiedziałem do końca jak to wszystko będzie wyglądać, ale już nie czułem strachu.
- Harry, ja będę tu cały czas czekać, nie martw się.- Powiedziała moja rodzicielka i za namową lekarza usiadła na ławce na korytarzu. Mężczyzna wskazał abym zajął miejsce na łóżku, po czym zaczął wpisywać coś do komputera. Paręnaście minut później odwrócił się do mnie i przeprowadził ze mną wywiad. Pytał się o moje aktualne dolegliwości, czy jestem na coś uczulony i tym podobne. Opowiedziałem lekarzowi o moich bólach w klatce piersiowej, o których nigdy wcześniej nikomu nie mówiłem. Kiedy zapytał się czy miewam duszności, niestety musiałem odpowiedzieć twierdząco. Zapisał coś na komputerze i jeszcze parę minut rozmawialiśmy.
- Dobrze, teraz będę musiał osłuchać twoje serce, aby móc stwierdzić obecność zjawisk patologicznych, następnie zbadam stężenie glukozy, aby móc ocenić ryzyko wystąpienia takich chorób jak miażdżyca.- Potem zaczął znów coś notować i mruczeć pod nosem o jakimś ekg i rtg. Coś czuje, że ten dzień będzie dłuższy niż mi się wydaje.


                                      *Następnego dnia*
- Dzień dobry, Harry. Jak się czujesz? -Przywitał mnie ten sam głos co wczoraj po obudzeniu, w tej samej sali, w której spędziłem dzisiejszą noc. Podniosłem się i usiadłem na materacu.-Zrobiliśmy wstępne badania.- Spojrzał na mnie znad swojej głowy. Po czym skupił swój wzrok na podłodze.- Ale chciałbym aby twoja matka też wiedziała o ich wynikach. Jeśli nie masz nic przeciwko zadzwonię do niej aby tu przyjechała, okej?- Zapytał mnie unosząc swoje brwi do góry. Skinąłem lekko głową. Mężczyzna wyszedł zostawiając mnie samego. Rozejrzałem się pomieszczeniu. Spojrzałem na torbę, którą położyli tu wczoraj moi rodzice. Wyciągnęłam po nią rękę, na szczęście stała na metalowej szafce obok łóżka. Zacząłem przeglądać jej wnętrze. Były w niej moje ubrania na zmianie i różne owoce. Na dnie znalazłem jakiś magazyn. Od razu go chwyciłem, po czym odłożyłem torbę na miejsce. Przeglądałem po kolei strony. Niestety nie było w nim nic co by mnie zaciekawiło. Kiedy miałem już go odłożyć, wypadł mi z dłoni na podłogę. Spojrzałem na dół. Ciężko będzie mi go podnieść. Wychyliłem się z łóżka i wyciągnąłem rękę, najbardziej jak tylko mogłem. Jeszcze trochę... Już prawie sięgnąłem. Mój wzrok przykuł artykuł, na którym otworzyła się gazeta, spadając na dół. W końcu udało mi się ją chwycić i przeczytałem nagłówek strony "Impossible, but..". Zaciekawiło mnie to. Tekst opowiadał o ludziach, którzy przeżyli w życiu coś niemożliwego i chcą podzielić się z tym światem, ale niestety, pomimo tego nikt im nie wierzy. Chciałbym być jedną z takich osób. Pamiętam, że jak byłem mały marzyłem o spotkaniu królika w okularach, który zaprowadzi mnie do krainy czarów, albo ugryzieniu przez pająka, który zamieni mnie w spider-man'a. Leżałem i rozmyślałem tak przez dłuższy czas, dopóki nie przyszedł lekarz z moją mamą. Przywitała się ze mną i usiadła na łóżku obok mnie. Mężczyzna stał wyprostowany ze zmarszczonym czołem. Czułem, że nie będzie za dobrze.
- Przeprowadziliśmy wczoraj badania. Z przykrością muszę stwierdzić, że te wszystkie objawy, które występowały u pani syna wskazują na poważną chorobę serca. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zacząłem nerwowo kręcić głową. Moja mama spojrzała się przestraszona na mnie, po czym spytała:
- Jaką chorobę serca, co to oznacza?- Jej oczy przypominały piłeczki pingpongowe. Cała się trzęsła. Niestety odpowiedź była jeszcze gorsza.
- To oznacza, że konieczny będzie przeszczep narządu. Potrzebujemy dawcy.


                                                   ~

Witajcie, po tej długiej przerwie świątecznej!
Mamy nadzieje, że wam się spodoba. Komentujcie, bo każdy komentarz nas motywuje <3 to do następnego kochani :))

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 2


                                                 Harry



       Wtorek. Drugi dzień tygodnia, którego z każdą chwilą mam coraz bardziej dosyć. Czy chociaż raz w życiu nastąpi taka chwila, że z radością pójdę do szkoły? Bez stresu, zmęczenia czy po prostu irytacji na myśl o nauczycielach? Nie mówię, że wszyscy są źli. Na przykład Pan Murphy, uczący mnie muzyki oraz zajęć artystycznych jest bardzo przyjacielską i miłą osobą w stosunku do wszystkich uczniów. Idealnie nas rozumie. Może to dlatego, że sam ma dopiero 27 lat, należy do zespołu rockowego? Jeździ w trasy koncertowe, a o ilości jego tatuaży na ciele, bądź kolczykach na twarzy wolę nie wspominać. Wiem, że to nie jest wyznacznik tego, jaki ktoś ma charakter, lecz kto by nie chciał mieć takiego nauczyciela? Jednak on jest naprawdę jedną z nielicznych osób, z którymi można normalnie porozmawiać. Wierzcie, czy nie ale Murphy'ego nie zastąpiłby nikt.
       Zszedłem na dół i skierowałem się do przedpokoju, lecz po drodze zatrzymał mnie mój ojciec.
-Ile można czekać? Zaraz się spóźnisz do szkoły. Wsiadaj do samochodu, dzisiaj cię podwiozę. Tylko się nie przyzwyczajaj.- Wysłuchałem to co miał do powiedzenia, w pośpiechu ubrałem buty, kurtkę i nałożyłem zimową czapkę na głowę. Zarzuciłem plecak na lewe ramię i dałem znak, że jestem gotowy do wyjścia. W tym samym czasie mój ojciec wyszedł z kuchni z kubkiem kawy, który po chwili znalazł się na komodzie przy drzwiach. W ciszy czekałem aż nałoży na siebie swój płaszcz i buty. Dlaczego zawsze muszę być taki posłuszny? Mógłbym teraz uciec, nie iść do tej szkoły i nie przejmować się niczym. Od zawsze byłem taki miły, bałem się powiedzieć komuś co tak naprawdę o nim myślę. Nie potrafię się zmienić od tak. Zapewne skończę jako samotny facet, który będzie bał się zapytać szefa o podwyżkę. Chciałbym się zmienić ale po prostu nie potrafię.
-Co tak stoisz? Zapieprzaj do samochodu. –Pchnął mnie mój ojciec. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na zimny korytarz. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na zewnątrz. Od razu chłodny wiatr uderzył w moją twarz. Naciągnąłem bardziej moją czapkę na głowę i ubrałem szalik. Niestety nie posiadam rękawiczek, więc w ręce nadal było mi zimno. Poczekałem aż mój ojciec otworzy samochód i wsiadłem do środka. Od razu zrobiło mi się cieplej. Zapiąłem pas i po chwili byliśmy w drodze do szkoły. Wyjąłem z plecaka moje słuchawki i telefon. Wsadziłem je do uszu i włączyłem mój ulubiony utwór  Red Hot Chili Peppers - Otherside. Oparłem głowę o szybę i napawałem się widokiem na zewnątrz. Po paru minutach poczułem jak ktoś mnie szturcha w ramię. Wyciągnąłem w pośpiechu słuchawki i spojrzałem na ojca.
-Harry! Wysiadaj! Ile razy mam powtarzać? – Wrzeszczał na mnie jak jakiś psychiczny. Założyłem czapkę na głowę, zapiąłem szybko plecak i wybiegłem z samochodu. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i skierowałem się prosto do szkoły. Zobaczyłem paru moich znajomych rozmawiających obok budynku. Podbiegłem do nich.
-O Harry, cześć!- Przywitała mnie Meg, wysoka blondynka z idealnie prostymi włosami. Miała na sobie granatowy płaszcz, spod którego wystawał kremowy kant sukienki. Megan zawsze je nosiła. Nigdy nie widziałem jej w spodniach. Pochodzi z bogatej rodziny, jej ojciec ma wysoką posadę. Nie może więc pozwolić córce przychodzić do szkoły w byle czym. Kiedy się ze mną witała uroczo się uśmiechnęła.
-Cześć Meg.- Odpowiedziałem jej po chwili. Chciałbym Mieć takie życie jak ona. Nie musi się niczym martwić, dobrze się uczyć i starać się w szkole bo i tak odziedziczy firmę po ojcu. Jest jedynaczką. Pomimo tego i tak jest jedną z lepszych uczennic. Nie wiem jak to jest, że niektórzy ludzie mają takie szczęście. Są ładni, mądrzy, mają powodzenie u chłopaków. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie facet Meg, David.
-Co jest Harry? Jakiś taki zamyślony jesteś.- Dokuczył mi uśmiechając się. Bardzo go lubiłem. Wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć. Jest moim dobrym kolegą. Poznałem go jak chodziliśmy razem na piłkę nożną. Był jednym z lepszych zawodników. Bardzo lubiłem chodzić na treningi, była to taka moja odskocznia od rzeczywistości. Niestety mój ojciec stracił pracę i nie było nas stać na dodatkowe zajęcia dla mnie. Ich jedynego syna. Pogodziłem się z tym, tak bywa. W moim życiu nawet zbyt często. Po paru minutach weszliśmy do szkoły i skierowaliśmy się do szatni. Zostawiłem tam moją kurtkę i ruszyłem na główny korytarz. Otworzyłem moją szafkę i wziąłem książkę od geografii. Wbiegłem po schodach na drugie piętro. Zobaczyłem, że na ławce siedzi Niall, który przeglądał atlas geograficzny. Podbiegłem do niego, żeby się przywitać.
- Hej misiaczku!- Przytuliłem go po czym usiadłem obok.
-Cześć Harruś!- Odpowiedział po czym schował książkę do plecaka. Nie lubiłem kiedy ktoś tak się do mnie zwracał, ale on był wyjątkiem. Często dokuczaliśmy sobie wymyślając jakieś śmieszne przezwiska. Nim się obejrzałem zadzwonił dzwonek na lekcje. Poczekaliśmy na profesora. Jak zawsze przybiegł spóźniony z kubkiem kawy w ręku.
-Przepraszam najmocniej za spóźnienie, miałem do załatwienia coś ważnego.- Tłumaczył się, otwierając drzwi. Zawsze ta sama wymówka. Według niego do załatwiania czegoś ważnego zalicza się pogawędka z nauczycielką od francuskiego lub zaparzanie kawy. Profesor wpuścił nas do klasy i po chwili siedziałem w mojej ławce razem z Victorem. Podczas lekcji nauczyciel próbował nam wytłumaczyć na czym polega proces erozji gleb. Nienawidzę takich lekcji z rana. Nie mam do tego głowy. Całe zajęcia potajemnie spoglądałem na zegar wiszący na ścianie. Nie wiem jak przeżyłem te czterdzieści pięć minut. Na szczęście kolejną lekcją było wychowanie fizyczne, pomimo tego, że nie jestem najlepszy w sporcie bardzo lubiłem ten przedmiot.
       Podszedłem do mojej szafki na korytarzu i wyjąłem z niej strój na przebranie. Odłożyłem wszystkie, niepotrzebne podręczniki i zaszyty, po czym ruszyłem w stronę stojącego niedaleko Nialla. Rozmawiał z Joshem. Chodzi on do równoległej klasy. Kiedyś przyjaźniliśmy się w trójkę, byliśmy nierozłączni. Do czasu. Pewnego dnia zaczął spotykać się z Taylorem i jego kolegami. Zmienił się nie do poznania. Z każdym dniem coraz bardziej się od nas oddalał. Po jakimś czasie w ogóle nie zwracał na nas uwagi. Niall nie mógł się pogodzić z nagłą zmianą Josha. Wiele razy próbował z nim rozmawiać, przekonać go, że źle postępuję, on go jednak nie słuchał. Po prostu go spławiał. Niall miał do mnie pretensje, że tak łatwo odpuściłem naszą przyjaźń. Wiedziałem, że jak ktoś zacznie trzymać się z Taylorem to szybko od niego nie odejdzie. Ostatnimi czasy były przyjaciel znów zaczął z nami rozmawiać. Wszystko przez to, że dowiedział się, że Taylor tylko go wykorzystał. Niall od razu mu wybaczył i przyjął go z otwartymi rękami. Ja tak nie potrafię. Odwrócił się od nas, traktował nas jak powietrze, a teraz myśli, że będzie jak dawniej. Tłumaczyłem to Horanowi ale ten twierdzi, że każdy może się kiedyś zmienić. Dla mnie Josh jest tylko znajomym. Niczym więcej nigdy już nie będzie.
- Hej.- Przywitał się chłopak.
- Cześć.- Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Dobrze, że jesteś, chciałbym zaprosić cię na dyskotekę, którą urządzam w ten piątek.
- Dzię.. Dzięki.- Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Nie lubiłem chodzić na imprezy. Z resztą wątpię, żeby mój ojciec się zgodził na moje wyjście.
- To jak, przyjdziesz?- Zapytał Josh.
- Nie wi..- Nie zdążyłem dokończyć, bo mój przyjaciel mi przerwał.
- Będzie fajnie, przyjdź, proszę!- Nie mogłem mu odmówić, wiedziałem, że mu na tym zależy.
- Postaram się.- Odpowiedziałem po chwili.
   Na moje szczęście tę niezręczną rozmowę przerwał dzwonek na lekcje. Niall zatrzasnął swoją szafkę i pożegnał się z Joshem. Skierowaliśmy się do szatni i przebraliśmy na zajęcia. Po chwili czekaliśmy na naszego nauczyciela.
- Dzień dobry.- Przywitał się z nami Pan Lewis. On również zaliczał sie do tych fajnych nauczycieli, z którymi da się wytrzymać.- Horan proszę, zrób rozgrzewkę.
- Tak jest!- Odkrzyknął ochoczo mój przyjaciel. Po parunastu minutach, kiedy wszyscy byli gotowi na zajęcia czekaliśmy aż trener zdecyduje co dziś robimy. Kiedy oznajmił, że zagramy w piłkę nożną podzielił nas na dwie drużyny. Cieszyłem się, bo w moim zespole były osoby, które choć trochę znają się na sporcie. Szczególnie Victor, który od parunastu
lat gra chodzi na dodatkowe treningi. Kiedy usłyszeliśmy gwizdek zaczęliśmy grę. Po około dziesięciu minutach zrobiło mi się trochę słabo.
- Harry! Nie śpi, graj!- Krzyknął do mnie Pan Lewis. Czułem jakbym miał nogi z waty. Nie wiedziałem co się dzieje. Przed oczami robiło mi się coraz ciemniej.
- Harry co się dzieję?- Zapytał Niall. Widziałem go jakby przez mgłę.- Harry!-Już nie wytrzymałem. Było mi coraz bardziej słabo. Upadłem na ziemię. Widziałem tylko jak trener coś krzyczy i biegnie w moją stronę. Potem była już tylko ciemność.
                                
                                                   ~

                                                                        muzyka

                                                Louis

      Nie mogę uwierzyć w to,co się dzieję. Stoję przed szpitalem, w którym przed chwilą umarłem. Dlaczego tutaj jeszcze jestem? Czy tak właśnie wygląda śmierć? Czy wszystkie te historie o niebie, piekle, wiecznym życiu były kłamstwem? Nie wiem co robić. Czy ktoś mnie słyszy?

-Przepraszam, proszę pana...- wołam do pewnego starszego człowieka. - Halo... - Ciągnę dalej. - Błagam niech mi pan pomo... pomoże. - Mężczyzna bez żadnej reakcji przechodzi obok mnie. Nie widzi mnie.
-Słyszy mnie pani? - wołam do kobiety rozmawiającej przez telefon. Nie zwraca na mnie uwagi. - Może pani na mnie spojrzeć? - próbuję pociągnąć za jej ramię, lecz w tym samym momencie upadam na ziemię. Tak jakby znikła.
-Co to kurwa ma być, czemu każdy udaje, że mnie tu nie ma? - Mój głos coraz bardziej cichnie. - Może mi ktoś pomóc, błagam... Co się ze mną dzieję? - Wstaję z chodnika i wbiegam na ruchliwą ulicę z nadzieją na jakąkolwiek reakcję innych. Chcę, aby to się w końcu skończyło. - Czy ja jestem w jakiejś pieprzonej ukrytej kamerze? - Staję na środku jezdni i nagle widzę zbliżający się do mnie z coraz większą prędkością samochód. Kiedy jestem pewien, że się zatrzyma, podam na kolana a później widzę już tylko uderzające światło.



      Otwieram oczy. Gdzie ja jestem? Nie zmieniłem swojej pozycji, lecz teraz otaczają mnie białe jak chmury ściany. Pokój, w którym nic nie ma. Co się stało z tamtym pojazdem? Powoli, opierając się rękoma o ziemię, wstałem. Ponownie rozejrzałem się wokół siebie.

-Czy teraz na prawdę umarłem? - Sam już nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. - Jest tu ktoś. - Zapytałem nie licząc nawet na to, że ktoś mi odpowie. - Halo... - Po co ja to mówię, przecież i tak jestem tu sam. - Pomyślałem. W tym właśnie momencie ktoś dotknął  lekko moich pleców. Stwierdziłem, że mam już halucynacje, więc szedłem dalej przed siebie. Po chwili znowu to poczułem. Tym razem byłem pewny, że ktoś trzyma mnie za ramię. Odwróciłem się. Za mną stała wysoka postać. Jej biała szata niemal zlewała się z kolorem pokoju.
-Czy to jakiś żart? - zaśmiałem się. - Pytam, czy to jakiś żart? - powtórzyłem, lecz wciąż nie otrzymałem odpowiedzi. Powoli zbliżałem się do tej osoby. Im mniej metrów nas dzieliło, tym bardziej wyraźna stawała się jej twarz. Przypominała anioła. Delikatna skóra, jasne włosy, niebieskie oczy... - Nie mam dzisiaj humoru na takie rzeczy... - powiedziałem. - Myślisz, że możesz sobie ze mną tak pogrywać? - Nieświadomie podniosłem prawą dłoń, kierując ją  ku tej osobie. Poczułem, jak coś mnie zatrzymuje. Nie mogłem ruszyć moją ręką. Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Jestem twoim aniołem stróżem. - Pierwszy raz się odezwał. - Nie bój się. Chcę ci pomóc.
-Niemożliwe...
-Widzisz, nic nie dzieje się bez przyczyny.
-Co ty możesz zrobić? Nic mi już nie pomoże.
-Uznam, że tego nie słyszałem. Mam dla ciebie pewną propozycję, chcesz jej wysłuchać?
-A jest jakieś inne wyjście? - Odpowiedziałem lekko sarkastycznie.
-Zacznijmy od początku. Kiedy ostatnio zrobiłeś dobry uczynek Louisie Tomlinsonie?
-Co to ma do rzeczy... nie pamiętam. - pokręciłem głową zmieszany.
-No właśnie, o to chodzi. Nie pamiętasz! W ciągu ostatnich kilku lat zmieniłeś się z małego, grzecznego i uprzejmego chłopca w niebezpiecznego gangstera gotowego zrobić wszystko dla władzy i pieniędzy. Teraz to wszystko się na tobie w pewien sposób mści. Możesz uznać to za swojego rodzaju karę. Jest pewien sposób, żeby ją zlikwidować. Każdy dostaje szansę na nawrócenie. Abyś mógł wstąpić do niebios, musisz wypełnić jedno zadanie. Zostaniesz zesłany z powrotem na ziemię w celu pomocy pewnej osobie. Umarłeś, więc nikt cię nie widzi oraz nie słyszy, lecz jest taki ktoś, kto potrafi to zrobić. Spotkasz go na swojej drodze za pewien czas. Będziesz musiał mu pomóc, być dla tej osoby wsparciem. Tylko pamiętaj, nie nadużywaj swojej szansy. Wykorzystaj ją do na prawdę dobrych rzeczy. Masz na to sześć miesięcy, po tym czasie ponownie się spotkamy. Do zobaczenia wkrótce, Louis.
-O czym ty do kurwy nędzy gadasz?
-Jest taki chłopak, który żyje w niewiedzy. On cie zrozumie. Żegnaj.
-Czekaj! - Krzyknąłem do niego. - Jak ja mam go znaleźć? - Odezwałem się kolejny raz, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Anioł zniknął. Tak jak się pojawił, tak teraz już go nie ma. O co tutaj chodzi? Jak ja mam to zrobić, skoro na świecie żyje miliony chłopaków, którzy potrzebują pomocy?
 Obraz przed oczami powoli mi się rozmazywał. Wszystko stawało się coraz mniej wyraźne, jakby pokój zaczęła pokrywać biała mgła. W pewnym momencie nie widziałem już nic.
 Po chwili byłem z powrotem w punkcie wyjścia - przed szpitalem. "To się nie uda, już na zawsze zostanę w tym głupim świecie." - pomyślałem. 
                                                   
                                                  ~

Tak więc miał być rozdział w ten weekend, spóźniłyśmy się kilkanaście minut ale myślę, że to nie jest tak dużo czasu w porównaniu do tego, jak długo nie było nas tutaj :) Przepraszamy za nieobecność i dziękujemy za wszystkie komentarze! ♥
Chciałybyśmy was jeszcze poinformować o nowej zakładce z pytaniami. Możecie zadawać tam pytania do nas jak i do bohaterów opowiadania :)

Oprócz tego chciałybyśmy życzyć wam wszystkim zdrowych i radosnych świąt!!! 



Cześć kochani!
Nasz blog został nominowany do Liebster Awards!!!! Nie możemy w to uwierzyć, szczególnie, że mamy tylko 1 rozdział i prolog! Dziękujemy wam wszystkim za to, że czytacie nasze opowiadanie! Szczególne podziękowania dla autorki tego bloga. Oto pytania, które otrzymałyśmy:


KASIA
1. Ulubione zwierzę?
Kot
2. Plany na sylwestra?
Spędzam sylwestra z Zuzią i innymi przyjaciółmi :)
3. W jakim mieście mieszkasz?
W Koszalinie
4. Imię pierwszej miłości?
Mateusz 
5. Najdziwniejszy sen?
Śniło mi się, że byłam na szczycie góry i spotkałam mojego brata, który siedział w automacie...
6. Ulubiona świąteczna piosenka? 
All I Want For Christmas Is You 
7. Ulubiony kolor?
Biały 
8. Twój autorytet?
W sumie to nie mam takiej wybranej osoby, zazwyczaj słucham siebie :)
9. Ulubiony film?
"The Millers" 
10. Twoje małe uzależnienie?
Jedzenie, chociaż to raczej duże uzależnienie. 
11. Cytat na dziś?
Nie używam cytatów.


ZUZIA
1. Ulubione zwierzę?
Psy
2. Plany na sylwestra?
Spotykam się z Kasią i jeszcze 4 przyjaciółmi.
3. W jakim mieście mieszkasz?
W Koszalinie
4. Imię pierwszej miłości?
Kacper
5. Najdziwniejszy sen?
Kiedy siedziałam w samochodzie,była inwazja kotów i go broniłam..................
6. Ulubiona świąteczna piosenka? 
All I Want For Christmas Is You
7. Ulubiony kolor?
Czarny
8. Twój autorytet?
Raczej nie mam, ale jeżeli już miałabym kogoś wybrać to Sek Henry :)
9. Ulubiony film?
"Piraci z Karaibów"
10. Twoje małe uzależnienie?
Koszykówka
11. Cytat na dziś?
-

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 1

     
  
      Dzisiejszego ranka, jak zwykle obudziło mnie głośne wołanie mojej mamy. Nie ukrywam, że chciałem jeszcze trochę poleżeć silnie opatulony w swoją ciepłą pierzynę. Odkryłem kołdrę i wystawiłem nogi zza łóżka. Usiadłem na materacu i odgarnąłem pojedyncze loki z twarzy. Wstałem i nałożyłem na siebie koszulkę, żeby nie paradować po kuchni w samych bokserkach. Wyszedłem przed drzwi mojego pokoju, po czym podbiegłem do mamy i ucałowałem ją w policzek na powitanie. W całym pomieszczeniu unosił się zapach świeżych tostów. Chwyciłem jednego i ruszyłem wolnym krokiem na kanapę, do salonu łączonego z kuchnią. Usiadłem i włączyłem telewizor. Zanim odbiornik odpalił się, z łazienki obok wyszedł mój ojciec. Podszedł do mnie i wyrwał mi z ręki pilota. Ani trochę nie zdziwiło mnie jego zachowanie. Zawsze taki był. Myślał tylko o sobie. Mnie traktował jak zwykłego, niepotrzebnego śmiecia. Usiadł obok i zaczął przełączać kanały.
- Nie musisz przypadkiem iść do szkoły?- Zapytał z wyrzutem. Już od pierwszego przekroczenia progu drzwi wejściowych wiedziałem, że w każdej chwili przeszkadza mu moja obecność w tym domu. Cóż poradzić? Mam tylko siedemnaści lat i niestety nie mogę się jeszcze wyprowadzić, chociaż bardzo bym tego chciał... robiłbym wszystko, co by mi się doszczętnie spodobało. Piękna myśl, prawda? Niestety nawet za rok, kiedy skończę już swoje osiemnaste urodziny, nie wyprowadzę się. Nie stać mnie nawet na najmniejsze mieszkanie w Doncastle. Moja mama zapewne będzie miała inne wydatki, a ojciec po prostu nie będzie chciał wydać na mnie pieniędzy. Sytuacja finansowa w domu też nie wygląda dobrze. Moja mama pracuje w kwiaciarni, gdzie nie zarabia jakiejś ogromnej sumy, ale na podstawowe wydatki wystarcza. Ojciec zaś pracował jako kurier, ale go zwolnili. Nie chciał powiedzieć czemu, z czego wyszła w domu ogromna awantura. Domyślam się, że po prostu poszedł do pracy pijany, co nie spodobało się zbytnio jego szefowi. Tak więc na dom zarabia tyko jedna osoba. Odkąd skończyłem szesnaście lat, dorabiałem trochę w wakacje. Nie mogłem spotykać się ze znajomymi, bo całe dwa miesiące robiłem kanapki w KFC, albo myłem blaty w restauracji. Myślałem, że chociaż część pieniędzy, które zarobiłem będzie dla mnie, ale nie dostałem nawet głupiego funta... Z moich rozmyśleń wyrwało mnie głośne odchrząknięcie osoby siedzącej obok.
-Mam na późniejszą godzinę.- Odpowiedziałem szybko.
-Jakoś mnie to nie interesuje. Zabieraj swoje cztery litery z kanapy i idź się uczyć.- Odpowiedział, nie odrywając swojego wzroku od telewizora. Rodzice zawsze wywierali na mnie ogromną presję co do nauki. Moim zdaniem w szkole miałem całkiem niezłe oceny. Najbardziej lubiłem historie. Nigdy nie musiałem długo się jej uczyć, większość zapamiętywałem na lekcji. W szkole nie miałem jakiś szczególnych problemów w nauce, ale moi rodzice zawsze musieli się do czegoś uczepić. Nigdy nie usłyszałem  od nich "Jesteśmy z ciebie dumni" albo chociaż głupiego "Super", zastępowało to wyrażenia takie jak "Mogłeś się bardziej postarać". Rzadko też wychodziłem gdzieś z kolegami, zacznijmy od tego, że nie miałem ich wielu. Moim najlepszym, niezastąpionym i jedynym przyjacielem był Niall. Znamy się od dwunastu lat. Chodziliśmy do tego samego przedszkola, potem do jednej klasy w podstawówce i gimnazjum. Mogę opowiedzieć mu o dosłownie wszystkim. Nie wiem, co by było, gdyby w moim życiu nie pojawił się Niall. Jest to jedyna osoba, której bezgranicznie ufam. Nawet mojej mamie nie opowiadam o wszystkim, rozmawiam z nią tylko na błahe tematy, takie jak pogoda. Z Niallem jest inaczej. Mam nadzieje, że nigdy się ode mnie nie odwróci i mnie nie zostawi.
         Spakowałem potrzebne podręczniki i zeszyty na dzień dzisiejszy do plecaka. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją. Wybrałem czarne, obcisłe dżinsy i biały t-shirt. Następnie ruszyłem do łazienki, aby umyć zęby. Po tej czynności chwyciłem moją szczotkę z szuflady i doprowadziłem moje włosy do stanu wyjściowego. Wróciłem do mojego pokoju. Zabrałem plecak i telefon z szafki nocnej stojącej obok łóżka i wyszedłem na korytarz. Ze schowka na buty wyjąłem moje stare, zniszczone conversy i niedbale założyłem je na moje stopy. Zarzuciłem na siebie ziomy płaszcz i byłem gotowy do wyjścia. Rzuciłem krótkie "Pa" w stronę rodziców i po chwyceniu kluczy leżących na kredensie wyszedłem. Zbiegłem po schodach na parter. Nie używam windy, bo mieszkam na drugim piętrze. Gdy znalazłem się przed budynkiem, schowałem ręce do kieszeni płaszcza. Z nieba prószył śnieg, jak to bywa w grudniu. Nie bardzo lubiłem zimę. Może zmieniłbym swoje nastawienie, gdybym w końcu miał kurtkę, która chroni mnie przed zimnem, szalik i czapkę. Ewentualnie jeszcze rękawiczki i zimowe buty. Ruszyłem w kierunku przystanku autobusowego, który znajdywał się na przeciw mojego bloku. Nie miałem ochoty iść do szkoły w takie zimno, chociaż na piechotę miałem jakieś 20 minut drogi.  Akurat kiedy podszedłem nadjechał pojazd, który miał mnie zabrać dzisiaj do szkoły. Szybko wbiegłem do środka. Kupiłem bilet i usiadłem na wolnym miejscu.
-Hej.-Usłyszałem cichy głos i po chwili obok mnie usiadła dziewczyna z długimi, prostymi włosami. Znam ją, chodzi ze mną do jednej klasy. Często razem jeździmy tym samym autobusem. Mieszka w klatce obok mojej.
- Cześć Oliv.- Odpowiedziałem po chwili, a ona uśmiechnęła się pod nosem i spuściła wzrok na swoje splecione na kolanach dłonie. Odkąd pamiętam zawsze była skromna i nieśmiała. Była osobą, z którą przy każdej okazji można pogadać o wszystkim i o niczym. Nigdy nikogo nie obraziła i nie odrzuciła. Jest to dobra cecha, ale niekiedy inne osoby to wykorzystują. Ja niestety też często ufam nieznajomym i zbyt szybko się przywiązuje. Jest to dość męczące.
- Słyszałam, że brałeś udział w olimpiadzie z historii- Odezwała się po chwili, przerywając moje rozmyślenia na temat życia.
- Taa. Poszedłem na nią tylko dlatego, że Pani Loreyn mnie cały czas namawiała.
- Jestem pewna, że przejdziesz do następnego etapu.- Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.-Zaraz nasz przystanek.- Dodała po chwili.
     Olivia zeszła z siedzenia i stanęła obok przetrzymując się aby nie spaść, a ja zaraz za nią. Autobus zatrzymał się na przystanku obok szkoły. Przepuściłem ją przy wyjściu i po chwili również znalazłem się obok niej. Ruszyliśmy w stronę szkoły. Na szczęście śnieg przestał już padać. Kiedy znaleźliśmy się w budynku Olivia została przy tablicy ogłoszeń, a ja poszedłem do szatni zostawić mój płaszcz, który zdążył już wyschnąć. Powiesiłem go na metalowym haku, po czym wróciłem na korytarz i stanąłem przed moją szafką. Otworzyłem ją za pomocą kodu i zostawiłem w niej podręczniki i zeszyty, oprócz książki od chemii. Zatrzasnąłem drzwiczki i ruszyłem pod pracownie chemiczną. Po drodze minąłem poszczególne osoby z mojej klasy. Usiadłem na ławce pod salą i czekałem na dzwonek. Dla zabicia czasu wyjąłem telefon i słuchawki z kieszeni. Kiedy w mojej głowie rozbrzmiewał Ed Sheeran, pod sale podeszła Pani Johnson i otworzyła drzwi, abyśmy mogli wejść do środka. Wyłączyłem muzykę i usiadłem przy swojej ławce. Obok mnie miejsce zajęła Bridget, klasowy prymus i Lucas, szkolne "ciacho", jak to mówią dziewczyny. Nie powiem, że parę razy zdarzyło mi się spojrzeć na jego zgrabny tyłek, ale nikt tego nie zauważył.
     Po równo czterdziestu pięciu minutach lekcji zadzwonił dzwonek informujący, że czas na przerwę. Wszyscy wybiegli z klasy. Ja spokojnie spakowałem się i bez pośpiechu opuściłem sale. Wróciłem do swojej szafki i wymieniłem lekcje.
-Harry!- Usłyszałem znajomy głos i nim zdążyłem się obrócić poczułem jak ktoś mnie przytula, a raczej zgniata.
-Zaraz pękną mi żebra.- Wymamrotałem w stronę Nialla.
-Oj, przepraszam.- Zaśmiał się i uwolnił mnie z uścisku.- Jak tam po chemii?- Zapytał i wyszczerzył się ukazując swój aparat na zębach.
-Jak zawsze. Dlaczego ciebie nie było? - Zapytałem.
- No wiesz...- Przeciągnął.- Tak jakby.. samo tak wyszło.- Próbował się wykręcić.
-Zaspałeś prawda?- Przerwałem jego męczarnie. Chłopak pokiwał głową z uśmiechem i jeszcze raz zamknął mnie w uścisku.
-Ale ty mnie kochasz i mi wybaczysz!- Jak mógłbym być na niego zły. Na Nialla nie da się złościć. Jest to jedyna osoba jaką znam, która większość swojego życia spędza na śmianiu się. To naprawdę niesamowite. Oczywiście tak, jak każdy człowiek miał on czasami zły humor lub był smutny, jednak nigdy nie chciał nikogo skrzywdzić. Za to to kochałem. Mogę tak stwierdzić, bo jest mi naprawdę bardzo bliski. Traktuje go jak brata, którego nigdy nie miałem i nie będę mieć. - Słyszysz mnie?- Usłyszałem głos blondyna.
-Słucham?
-Pytałem, czy sądzisz, że mam jakiekolwiek szanse u Taylora?- Zapytał. Tak, Niall jest gejem i ja chyba też nim jestem. Nie kręcą mnie dziewczyny, chociaż cały czas próbuje sobie wmówić, że za niedługo się to zmieni. Nie chce wiedzieć, co zrobiłby mój ojciec, jakby dowiedział się, że jego jedyny syn jest innej orientacji. Co do pytania blondyna, to nie chciałem, żeby mój przyjaciel umawiał się z kolesiem takim jak Taylor. Przyznam, że jest przystojny i ma powodzenie u dziewczyn, jak i u chłopaków ale nie podobała mi się jego osoba. Nie znałem go osobiście, ale w tej szkole plotki szybko się rozchodzą. Taylor jest typem "bad boya", a Nialla niestety takie osoby pociągają. Nie chciałem też mówić przyjacielowi, że nie ma szans u tego chłopaka, bo miał on już kiedyś problemy ze swoją samooceną i nie chcę, żeby znów się to powtórzyło.
-Nie wiem, ale słyszałem, że ma już chłopaka.- Odpowiedziałem po chwili bez żadnych emocji. Horan spuścił głowę, po czym ponownie na mnie spojrzał.
-Szkoda. Może kiedyś.- Dodał po czym kąciki jego ust drgnęły ku górze. Oby jak najszybciej o nim zapomniał, bo nie chce potem słuchać, jak to zerwał z nim po dwóch dniach chodzenia ze sobą.
      Dzisiaj skończyliśmy lekcje o godzinę wcześniej, bo odwołali nam geografie.Z tego co wiem, Pan Roberts ma zapalenie oskrzeli. W sumie nie przeszkadzałoby mi, gdybyśmy jednak mieli tą lekcje i kończyli o 15.30. Mama wraca w poniedziałki o 16.30, więc siedzę sam na sam z upierdliwym tatuśkiem w domu tylko godzinę. Wszystkie osoby z mojej klasy wybiegły z radością z budynku, za nimi również Niall. Zatrzymałem go i zapytałem, czy wraca autobusem. Pokiwał twierdząco głową i ruszyliśmy w stronę przystanku. Chłopak wysiadł dwie przecznice przede mną. Mieszka na nowym osiedlu, w ostatnio wybudowanym bloku. Przeprowadził się niedawno, ponieważ jego mama bała się go gdziekolwiek wypuścić. Jego stary dom znajdował się w nieciekawej okolicy. Ja mieszkam od urodzenia w tym samym miejscu, podoba mi się. Obok jest park, na przeciw osiedlowy sklep. Jednak najlepsze jest to, że nie muszę z nikim dzielić mojego pokoju, tak jak niektórzy mieszkający w blokach. Mamy trzy pokoje. Sypialnia rodziców, salon połączony z kuchnią i mój pokój, obok którego znajduje się łazienka.
    Po przekroczeniu progu mieszkania, od razu poczułem odór papierosów. Wiedziałem, kto jest sprawcą tego smrodu. Zamknąłem za sobą drzwi i ściągnąłem szybko trampki z moich nóg, po czym skierowałem się do swojego pokoju. Nie było mi to jednak dane.
-Harry?- Zawołał  mężczyzna siedzący na kanapie.
-Ta.-Odpowiedziałem krótko.
-Dlaczego jesteś już w domu. Powinieneś być dopiero za jakaś godzinę.-Stwierdził.- Zwiałeś z lekcji- Wstał i spojrzał się na mnie z wyrzutem.
-Po prostu skończyłem wcześniej. Odwołali nam geografie. Nie uciekłem z lekcji tato.- Zacząłem się tłumaczyć.
-Ja już znam te twoje bajeczki. Nie kłam i nie denerwuj mnie jeszcze bardziej, niż robi to sama twoja obecność w tym mieszkaniu.- Odpowiedział po chwili i zbliżył się jeszcze bardziej. Zrobiłem gwałtowny krok do tyłu i poczułem za sobą zimną ścianę.-Haha, nie bój się przecież nic ci nie zrobię SYNKU. Jaka ta młodzież jest teraz tchórzliwa.- Zaśmiał się sarkastycznie i poszedł do kuchni. Stałem tam jeszcze przez chwile w oniemieniu i pobiegłem w końcu do mojego pokoju. To nie tak, że jestem tchórzem. Po prostu wiem, że on za mną nie przepada i wiem do czego jest zdolny. Sam przyznał, że go denerwuje, mieszkając tu. To nie moja wina, a raczej ich. Jak nie chcieli mieć dzieci, to trzeba było się zabezpieczać. Rozpakowałem swoje książki z plecaka i zabrałem się do odrabiania pracy domowej z matmy i chemii. Po skończeniu nauczyłem się do jutrzejszych lekcji i spakowałem torbę do szkoły. Dochodziła godzina 18.50. Wyszedłem z pokoju i wbiegłem do kuchni. Byłem strasznie głodny. Jednak ta jedna kanapka w szkole mi nie wystarcza. Moja mama już wróciła i krzątała się między blatami. Podała mi obiad, pyszne spaghetti i nalała soku pomarańczowego do szklanki. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść. Po skończonym posiłku odłożyłem naczynia do zlewu i wróciłem do pokoju. Odpaliłem komputer stojący na biurku. Po paru minutach mogłem już włączyć skypa. Zobaczyłem, że Niall jest dostępny i od razu kliknąłem zieloną słuchawkę wykonującą połączenie. Po dwugodzinnej rozmowie z przyjacielem poczułem się senny, więc pożegnałem się i wyłączyłem urządzenie. Zabrałem z szuflady czystą parę bokserek i poszedłem do łazienki. Rozebrałam się do naga i stanąłem pod prysznicem. Po chwili ciepła woda obmywała moje ciało. Nałożyłem na gąbkę żel i dokładnie wyszorowałem moje ciało. Zaraz po tym wylałem na swoją rękę odpowiednią ilość szamponu i umyłem moje loki. Dokładnie spłukałem pianę z całego ciała po czym zakręciłem wodę i wyszedłem na łazienkowe kafelki. Woda ze mnie ciągle skapywała więc aby nie robić powodzi w pomieszczeniu szybko się wytarłem i ubrałem czystą bieliznę. Brudne ubrania wrzuciłem do kosza na pranie. Po wysuszeniu włosów zaszedłem do kuchni w celu zrobienia sobie kolacji. Nie chciałem prosić o to mojej mamy, bo wiedziałem, że chce odpocząć po pracy. Wyjąłem ser i masło z lodówki, po czym przyrządziłem sobie dwie kanapki. Na koniec pokroiłem pomidora i położyłem go na ser. Dodałem trochę soli i ułożyłem gotową kolacje na talerzyku. Posprzątałem po sobie kuchnie i usiadłem przy małym stole. Jedząc chwyciłem gazetę leżącą obok i zacząłem przeglądać. Zaciekawił mnie pewien artykuł o córce, która zamordowała swoją własną matkę, ponieważ ta ukradła jej chłopaka. W jakim ja świecie żyję? Po dokończeniu drugiej kanapki umyłem talerz i położyłem go na suszarce do naczyń. Nalałem sobie herbaty z dzbanka do szklanki. Wprawdzie była już trochę zimna ale nie przeszkadzało mi to. Wróciłem do łazienki i umyłem zęby po jedzeniu. Przetarłem mokrą twarz ręcznikiem i powiesiłem go z powrotem na haczyku.
-Dobranoc.- Powiedziałem kierując się w stronę pokoju.
-Dobranoc skarbie.- Odpowiedziała mi mama oglądająca jakiś film w telewizji. Obok niej siedział ojciec, ale chyba już dawno zasnął.
        Wszedłem do mojego pokoju, zapaliłem małą lampkę na szafce nocnej i zasłoniłem rolety. Chwyciłem z regału obok biurka książkę, położyłem się do łóżka i przykryłem swoje ciało kołdrą. Poczytałem około godzinę i zgasiłem światło, po czym zapadłem w sen.


Początki zawsze są trudne, mamy nadzieję, że rozdział nie jest aż taki nudny, następny w weekend. Pozdrawiamy! :)